Jeśli komuś wydaje się, że skupiające postsowieckie kraje za wschodnią granicą UE Partnerstwo Wschodnie to narzędzie poszerzania wpływów europejskich i jednoczesnego powstrzymywania ekspansji Rosji, to jest chyba głuchy i ślepy. Piękna w zamyśle formuła została wymyślona w zupełnie innym celu zaraz po tym, jak kanclerz Angela Merkel zawetowała przyjęcie Ukrainy do NATO.
Rozczarowanym postawą Niemiec państwom, takim jak Gruzja czy Ukraina, które zaryzykowały prawie wszystko, żeby wyrwać się z uścisku Moskwy, zaoferowano w zamian iluzję w postaci poczekalni do UE. Z zastrzeżeniem, że tej poczekalni mają nigdy nie opuszczać.
Wizja buksowania na bocznym torze nie jest wielką zachętą do gruntownych i bolesnych reform. Dlatego Partnerstwo pozostaje dziś efemerydą, przydatną w zasadzie tylko wtedy, gdy politycy europejscy chcą pokazać, że wbrew wszelkim znakom na niebie i ziemi i dają się kiwać Rosji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.