Najpopularniejszy motyw fantastyczny pojawiający się w kinie tuż po inwazji obcych? Oczywiście koniec świata. Jednym z pierwszych filmów go opisującym była duńska produkcja z 1916 roku zatytułowana po prostu „Koniec świata”. Jednak dopiero powstały w 1951 roku film „When Worlds Collide” („Kiedy zderzą się światy”) w reżyserii Rudolpha Maté ustanowił kanon tej opowieści.
Pewnego dnia w odległej stacji astronomicznej naukowiec odkrywa, iż w stronę Ziemi zmierza gigantyczna planeta. Trajektoria jej lotu nie pozostawia złudzeń – za kilka miesięcy Ziemia przestanie istnieć. Jedyną nadzieją na ocalenie ludzkości jest wybudowanie współczesnej arki Noego (czyli wielkiej rakiety) i wystrzelenie jej w stronę innej planety, na której panuje ten sam klimat co u nas.
Brzmi irracjonalnie, ale film durny nie jest. Mimo przestarzałych efektów specjalnych to kanoniczna opowieść o zagładzie, którą do dziś świetnie się ogląda i która – nie ulega to wątpliwości – wywarła gigantyczny wpływ na popkulturę. Bez „When Worlds Collide” nie byłoby takich filmów jak „Armageddon”, „2012”, a nawet „Godzilla”.
Bo przecież wszystkie filmy o potworach to odmiana katastroficznej fantastyki, która opowiada o zagładzie ludzkości.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.