Nowym marszałkiem Sejmu został Ludwik Dorn. Wszyscy wiedzą, jak do tego doszło i kto zacz. Człowiek to z niezliczoną ilością zalet i nieprawdopodobnym wręcz talentem do ich ukrywania. Nam na okoliczność Dorna przypominają się setki anegdot, wśród nich ta, jak to dobrych kilka lat temu Dorn wyciągał z teczki pełen petów i obrzydliwej cieczy słoik, odkręcał wieczko i napawał się niewiarygodnym smrodem. - Odzwyczajam się od palenia - tłumaczył ciekawskim.
Marszałkowska posada dla Dorna najbardziej ucieszyła Przemysława Gosiewskiego, który dzięki temu zostanie wicepremierem. W tej sytuacji Włoszczowa zostanie co najmniej stolicą guberni i będą się tam zatrzymywać nie tylko pociągi, ale i piesi.
Pewien paskudny poseł Platformy Obywatelskiej (a kysz, zakało!) policzył, a my sprawdziliśmy i chyba ma rację, że rząd Belki liczył szesnastu, za przeproszeniem, członków, a rząd Kaczyńskiego ma tych członków - w ramach taniego państwa - sztuk dwadzieścia dwie. Żeby się tylko na koniec nie okazało, że jedyne, co nam po rządach PiS zostało, to tych sześć członków więcej.
Partia Jurka i pomniejszych jureczków wcale nie będzie się nazywać Nie Do Życia, jak przypuszczaliśmy, tylko Prawica Rzeczypospolitej, w skrócie PR. Jak znamy życie (od poczęcia do naturalnej śmierci), to akurat piaru będzie im najbardziej brakowało.
Cały naród świętował imieniny Marka Jurka. Marek Jurek też świętował imieniny Marka Jurka, i to podwójnie: wszak 23 kwietnia było Marka, a dwa dni wcześniej - Jerzego.
Poczciwy nasz premier wcale nie chciał się pozbywać Jurka z marszałkowskiego stolca i z PiS (to znaczy: on chciał, ale jego partyjni koledzy poczuli nagły przypływ mięty do Jurka), w związku z czym rozpoczęto kilkudniowe negocjacje z Jurkiem, coby jednak został. W sprawę został nawet zaangażowany sam minister Polaczek, który nie miał głowy do autostrad, bo musiał Jurka dopieszczać. Pieszczoty niestety nie pomogły. Co innego, gdyby Marka Jurka za uszkiem podrapał Przemek Gosiewski albo wąsiskami połaskotał Putra.
Jak tylko się okazało, że rozmowy z Jurkiem nic nie dały, w PAP pojawił się komunikat: "Nie doszło do porozumienia między premierem a marszałkiem Sejmu - taką nieoficjalną informację o wynikach spotkania obu polityków potwierdziły PAP źródła w kancelarii premiera". Wyjaśnijmy społeczeństwu, że te "źródła w kancelarii premiera" udzielające tajnych informacji to Jan Dziedziczak rozsyłający dziennikarzom SMS-y.
Majowy weekend pan premier raczył był spędzić wespół z panem prezydentem i jego małżonką na Helu. Spokoju rodziny panującej nie zakłócały żadne dzikie zwierzęta, bo jedyny żyjący w Polsce humbak dopłynął jakiś czas temu do Warszawy i osiadł na Woronicza w gabinecie prezesa.
Posłowi Markowi Kuchcińskiemu przesłano do biura tajemniczy biały proszek. Poseł PiS uznał, że ani chybi ktoś dybie na jego życie. Proszek sprawdzono i okazał się substancją niegroźną dla zdrowia. Naszym zdaniem, to nie zamach, tylko Gabriel Janowski pozdrawia i przesyła coś, co dodaje energii oraz fantazji. Jedno i drugie Kuchcińskiemu się przyda.
Fot: A. Jagielak (Gosiewski, Kaczyński, Kuchciński); M. Stelmach (Dziedziczak)
Marszałkowska posada dla Dorna najbardziej ucieszyła Przemysława Gosiewskiego, który dzięki temu zostanie wicepremierem. W tej sytuacji Włoszczowa zostanie co najmniej stolicą guberni i będą się tam zatrzymywać nie tylko pociągi, ale i piesi.
Pewien paskudny poseł Platformy Obywatelskiej (a kysz, zakało!) policzył, a my sprawdziliśmy i chyba ma rację, że rząd Belki liczył szesnastu, za przeproszeniem, członków, a rząd Kaczyńskiego ma tych członków - w ramach taniego państwa - sztuk dwadzieścia dwie. Żeby się tylko na koniec nie okazało, że jedyne, co nam po rządach PiS zostało, to tych sześć członków więcej.
Partia Jurka i pomniejszych jureczków wcale nie będzie się nazywać Nie Do Życia, jak przypuszczaliśmy, tylko Prawica Rzeczypospolitej, w skrócie PR. Jak znamy życie (od poczęcia do naturalnej śmierci), to akurat piaru będzie im najbardziej brakowało.
Cały naród świętował imieniny Marka Jurka. Marek Jurek też świętował imieniny Marka Jurka, i to podwójnie: wszak 23 kwietnia było Marka, a dwa dni wcześniej - Jerzego.
Poczciwy nasz premier wcale nie chciał się pozbywać Jurka z marszałkowskiego stolca i z PiS (to znaczy: on chciał, ale jego partyjni koledzy poczuli nagły przypływ mięty do Jurka), w związku z czym rozpoczęto kilkudniowe negocjacje z Jurkiem, coby jednak został. W sprawę został nawet zaangażowany sam minister Polaczek, który nie miał głowy do autostrad, bo musiał Jurka dopieszczać. Pieszczoty niestety nie pomogły. Co innego, gdyby Marka Jurka za uszkiem podrapał Przemek Gosiewski albo wąsiskami połaskotał Putra.
Jak tylko się okazało, że rozmowy z Jurkiem nic nie dały, w PAP pojawił się komunikat: "Nie doszło do porozumienia między premierem a marszałkiem Sejmu - taką nieoficjalną informację o wynikach spotkania obu polityków potwierdziły PAP źródła w kancelarii premiera". Wyjaśnijmy społeczeństwu, że te "źródła w kancelarii premiera" udzielające tajnych informacji to Jan Dziedziczak rozsyłający dziennikarzom SMS-y.
Majowy weekend pan premier raczył był spędzić wespół z panem prezydentem i jego małżonką na Helu. Spokoju rodziny panującej nie zakłócały żadne dzikie zwierzęta, bo jedyny żyjący w Polsce humbak dopłynął jakiś czas temu do Warszawy i osiadł na Woronicza w gabinecie prezesa.
Posłowi Markowi Kuchcińskiemu przesłano do biura tajemniczy biały proszek. Poseł PiS uznał, że ani chybi ktoś dybie na jego życie. Proszek sprawdzono i okazał się substancją niegroźną dla zdrowia. Naszym zdaniem, to nie zamach, tylko Gabriel Janowski pozdrawia i przesyła coś, co dodaje energii oraz fantazji. Jedno i drugie Kuchcińskiemu się przyda.
Fot: A. Jagielak (Gosiewski, Kaczyński, Kuchciński); M. Stelmach (Dziedziczak)
Więcej możesz przeczytać w 19/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.