RPO zamierza zwrócić się do policji oraz ośrodków dla uchodźców, w których przebywała Janet Johnson z prośbą o wyjaśnienie jak doszło do tego, że jej sprawą nie zainteresowały się odpowiednie urzędy. Rzecznik zapowiedział również, że podejmie starania, aby Nigeryjka, z uwagi na jej szczególną sytuację, nie była deportowana. Biuro RPO będzie również poszukiwać instytucji, które mogłyby zapewnić jej pomoc i opiekę. "Zajmiemy się tym z całą mocą, na jaką stać mój urząd" - powiedział Kochanowski.
Jak napisał "Dziennik", Janet Johnson trafiła do aresztu deportacyjnego na Okęciu 26 kwietnia. Była w stanie skrajnego wyczerpania - brudna, poraniona, zakażona wirusem HIV. 15 maja ma być deportowana do Nigerii. Janet oraz dwie inne Nigeryjki miały przyjechać na testy do klubu sportowego z Lublina.
Kobiety przyleciały do Polski na początku października. 4 października Janet została zatrzymana przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy polsko-niemieckiej. Straż Graniczna zobowiązała ją do opuszczenia kraju. Okazało się jednak, że Nigeryjka nie wyjechała z Polski.
Znikła na kilka miesięcy - jak pisze gazeta, prawdopodobnie trafiła do domu publicznego, gdzie była katowana. 5 marca w Warszawie zatrzymała ją SG. Na miesiąc trafiła do aresztu. Wystąpiła o status uchodźcy, jednak nie było podstaw, by otrzymała azyl, bo sama przyznała, że nie była w Nigerii prześladowana. Na początku kwietnia Janet Johnson wyszła na wolność. Dwa dni później półprzytomna została znaleziona przez warszawską policję i zabrana do ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku, skąd pod koniec kwietnia zabrała ją SG. O jej koleżankach słuch zaginął.
pap, ss