Pojawiła się szansa na uratowanie 80 noworodków rocznie
Pierwszy w Polsce zabieg natlenienia pozaustrojowego krwi noworodka metodą ECMO (Extracorporeal Membrane Oxygenation) przeprowadził niedawno zespół chirurgów ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Bez tego leczenia dziecko ze skrajną niewydolnością oddechową nie miałoby żadnych szans na przeżycie. Dzięki podłączeniu go do aparatury najnowszej generacji w ciągu ośmiu dni jego płuca się zregenerowały i nastąpiło pełne wyzdrowienie. Według szacunkowych danych, w Polsce każdego roku można by w ten sposób uratować 80 noworodków.
Podczas porodu mały Piotruś prawdopodobnie zachłysnął się wodami płodowymi. Jego płuca się nie upowietrzniły i nie doszło w nich do fizjologicznego spadku ciśnienia. Zostało zachowane krążenie płodowe, tzn. nie zamknął się przewód tętniczy umożliwiający krążenie krwi w życiu płodowym. Mimo wspomagania respiratorem płuca nie zapewniały prawidłowej wymiany gazowej. Dziecko się dusiło. Dodatkowo wystąpiło u niego zapalenie płuc. Chłopiec był - jak ocenili lekarze - w skrajnie ciężkim stanie. Groziła mu śmierć.
Zaraz po przewiezieniu do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu malec został podłączony do ECMO. - Na szyi dziecka wykonaliśmy niewielkie nacięcie. Przez żyłę szyjną wprowadziliśmy do przedsionka serca dwuprzewodową kaniulę. Jednym przewodem krew wypływa z naczynia krwionośnego, drugim powraca po wymianie gazowej. Dzięki specjalnym błonom półprzepuszczalnym krew zostaje w oksygenatorze pozbawiona dwutlenku węgla i nasycona tlenem - tłumaczy dr Adam Grzybowski, adiunkt Kliniki Kardiologii Dziecięcej Śląskiej Akademii Medycznej w Zabrzu, kierownik zespołu, który wykonał zabieg. Dotychczas natlenianie krwi wymagało zastosowania płucoserca, co wiązało się z koniecznością otwarcia klatki piersiowej. Jedną kaniulę wprowadzano do tętnicy i wyprowadzano krew, drugą kaniulę wprowadzano do żyły. W ten sposób krew powracała już po natlenieniu. Pracę płuc zastępował oksygenator.
Aparat wykorzystany w ECMO został wykonany z tworzywa nie powodującego rozpadu czerwonych krwinek. Dzięki temu krew może być natleniana nawet przez kilkanaście dni. Zwykłe oksygenatory płucoserca umożliwiają prowadzenie zabiegu tylko przez kilkanaście godzin. Potem dochodzi do hemolizy krwi, czyli rozpadu krwinek, co zdarza się w czasie długotrwałych zabiegów kardiochirurgicznych, w których wykorzystuje się to urządzenie. Leczenie przy użyciu płucoserca jest bardzo obciążające dla dziecka. Stosuje się je tylko wówczas, gdy oprócz wymiany gazowej niezbędne jest wspomaganie pracy serca. ECMO pozwala uniknąć tych zagrożeń. Przejmuje ono jedynie pracę płuc dziecka. Krew wyprowadza się z prawego przedsionka i po natlenieniu oraz oczyszczeniu z dwutlenku węgla ponownie do niego wprowadza. Dzięki temu nie obciąża się prawej komory serca.
Respiratory najnowszej generacji samoczynnie tłoczą do płuc czysty tlen. Terapia ta mniej więcej po pięciu dniach doprowadza jednak do uszkodzenia płuc i powstania w nich zwłóknień, gdyż dłuższe podawanie tlenu pod ciśnieniem jest szkodliwe. Odbywa się ono bowiem wbrew fizjologii oddychania. ECMO umożliwia podawanie tlenu pod niewielkim ciśnieniem, ponieważ przechodzi on bezpośrednio do krwi. Mechanizm działania aparatury jest bardzo prosty, wymaga jednak specjalistycznej obsługi. Wszystkie parametry biochemiczne krwi dziecka muszą być bez przerwy monitorowane. Nadzorować trzeba pracę samej pompy i linie krwi, czyli sprawdzać, czy w naczyniach nie doszło do zakrzepu lub czy nie dostało się do nich powietrze.
Uważa się, że zabieg przy użyciu takiej aparatury powinien być wykonywany w szpitalu kardiochirurgicznym. Lekarze tam zatrudnieni mają bowiem większe doświadczenie, ponieważ krążenie pozaustrojowe stosują na co dzień. - Żeby zabieg wykonać w pełni profesjonalnie, przygotowywaliśmy się do niego dwa lata. Szkolenia przechodziliśmy w ECMO Center Leicester Glenfield Hospital w Wielkiej Brytanii - mówi dr Grzybowski.
Metodę ECMO stosuje się wtedy, gdy ryzyko śmierci dziecka przekracza 80 proc. Jest to zabieg rutynowo wykonywany w krajach wysoko rozwiniętych. W Polsce metoda ta zostanie upowszechniona, jeśli znajdą się pieniądze; tydzień takiej terapii kosztuje bowiem 30 tys. zł. Wykonanie pierwszego zabiegu było możliwe dzięki sfinansowaniu go przez Komitet Badań Naukowych. - Będziemy się starać, by Ministerstwo Zdrowia uznało metodę ECMO za procedurę wysoko specjalistyczną. Wówczas będziemy mogli wykonywać te zabiegi rutynowo - wyraża nadzieję dr Grzybowski.
Więcej możesz przeczytać w 13/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.