Rozmowa Joanny Lichockiej i Igora Jankego z Jarosławem Kaczyńskim
Zarzut o naszej antyinteligenckości jest całkowicie bezzasadny. My jesteśmy antykorporacyjni, ale nie antyinteligenccy - mówi Jarosław Kaczyński.
Premier na wstępie definiuje, co to jest inteligencja. To pojęcie można wyjaśniać na dwa sposoby. Jeden - że inteligencja to członkowie pewnych korporacji zawodowych, którzy poczuwają się do lojalności wobec nich. I drugi - odwołujący się do etosu inteligenckiego. To przede wszystkim etos służby innym - ludowi, społeczeństwu, narodowi, wreszcie państwu.
W moim rozumieniu - powiedział J. Kaczyński - inteligenci to ludzie, którzy coś z tego tradycyjnego etosu zachowali. Nie jestem przekonany, czy tak rozumiana inteligencja jest w wielkiej części przeciwko nam.
Premier przyznaje, że wielu ludzi wywodzących się z dawnej demokratycznej, niewątpliwie inteligenckiej opozycji, mówi dziś temu rządowi „nie". Twierdzi jednak, że PiS jest dobrze przyjmowany w środowiskach związanych z tradycją AK.
Niechęcią do jego partii - zdaniem premiera - pała ta część inteligencji, która nawiązuje do głęboko przekształconej tradycji KPP i radykalnej lewicy i tych, którzy "potem przynajmniej przez jakiś czas akceptowali PRL, także w najbardziej brutalnym jego okresie i w tym projekcie uczestniczyli. Dodaje jednak, że ceni, choć się z nią nie zgadza, lewicową tradycja Pużaka czy Żuławskiego. Ale - mówi - z tradycją np. „Gazety Wyborczej" nie ma ona nic wspólnego.
W obszernym wywiadzie premier odpiera m.in. zarzut gazety, że do tej pory żadna władza nie rozpętała tylu konfliktów naraz: - Ale żadna władza - mówi - nie podejmowała żadnych prób zmian i na tym polega różnica. Tyle że my potrzebujemy zmienić to w imię wartości, które są podstawowymi elementami inteligenckiego etosu. W tym sensie ten rząd, obok rządu Jana Olszewskiego, jest najbardziej inteligenckim gabinetem po 1989 roku.
Premier próbuje przewidzieć, jak będą wyglądały stosunki a raczej konflikt jego gabinetu z inteligencją.
- Widzę go w dwóch płaszczyznach. Jeżeli chodzi o powołanie ruchu z udziałem Kwaśniewskiego, Wałęsy, Olechowskiego i Wachowskiego, który też wyraził poparcie, aczkolwiek nie został zaproszony, co jest skrajną niesprawiedliwością, jest to ruch obrony ludzi zagrożonych przez IV Rzeczpospolitą. Nie ukrywam, że nie traktuję tego całkiem poważnie.
- Natomiast jeśli chodzi o stosunki z inteligencją czy też z ludźmi wykształconymi, jest to problem trudny do rozwiązania ze względów strukturalnych. Jeżeli chcemy przeprowadzić swój program, to pewne interesy będą zagrożone. Natomiast to, czego byśmy oczekiwali, to nowe spojrzenie grup wysoko wykształconych na swoją rolę społeczną i powrotu do inteligenckiego etosu. To by pewnie nie zniosło obecnego sporu, ale sprowadziłoby do kwestii estetycznej. Bo rzeczywiście estetyka IV RP nie wygląda najlepiej, to sam wiem. Ale tak po prostu jest.
Premier na wstępie definiuje, co to jest inteligencja. To pojęcie można wyjaśniać na dwa sposoby. Jeden - że inteligencja to członkowie pewnych korporacji zawodowych, którzy poczuwają się do lojalności wobec nich. I drugi - odwołujący się do etosu inteligenckiego. To przede wszystkim etos służby innym - ludowi, społeczeństwu, narodowi, wreszcie państwu.
W moim rozumieniu - powiedział J. Kaczyński - inteligenci to ludzie, którzy coś z tego tradycyjnego etosu zachowali. Nie jestem przekonany, czy tak rozumiana inteligencja jest w wielkiej części przeciwko nam.
Premier przyznaje, że wielu ludzi wywodzących się z dawnej demokratycznej, niewątpliwie inteligenckiej opozycji, mówi dziś temu rządowi „nie". Twierdzi jednak, że PiS jest dobrze przyjmowany w środowiskach związanych z tradycją AK.
Niechęcią do jego partii - zdaniem premiera - pała ta część inteligencji, która nawiązuje do głęboko przekształconej tradycji KPP i radykalnej lewicy i tych, którzy "potem przynajmniej przez jakiś czas akceptowali PRL, także w najbardziej brutalnym jego okresie i w tym projekcie uczestniczyli. Dodaje jednak, że ceni, choć się z nią nie zgadza, lewicową tradycja Pużaka czy Żuławskiego. Ale - mówi - z tradycją np. „Gazety Wyborczej" nie ma ona nic wspólnego.
W obszernym wywiadzie premier odpiera m.in. zarzut gazety, że do tej pory żadna władza nie rozpętała tylu konfliktów naraz: - Ale żadna władza - mówi - nie podejmowała żadnych prób zmian i na tym polega różnica. Tyle że my potrzebujemy zmienić to w imię wartości, które są podstawowymi elementami inteligenckiego etosu. W tym sensie ten rząd, obok rządu Jana Olszewskiego, jest najbardziej inteligenckim gabinetem po 1989 roku.
Premier próbuje przewidzieć, jak będą wyglądały stosunki a raczej konflikt jego gabinetu z inteligencją.
- Widzę go w dwóch płaszczyznach. Jeżeli chodzi o powołanie ruchu z udziałem Kwaśniewskiego, Wałęsy, Olechowskiego i Wachowskiego, który też wyraził poparcie, aczkolwiek nie został zaproszony, co jest skrajną niesprawiedliwością, jest to ruch obrony ludzi zagrożonych przez IV Rzeczpospolitą. Nie ukrywam, że nie traktuję tego całkiem poważnie.
- Natomiast jeśli chodzi o stosunki z inteligencją czy też z ludźmi wykształconymi, jest to problem trudny do rozwiązania ze względów strukturalnych. Jeżeli chcemy przeprowadzić swój program, to pewne interesy będą zagrożone. Natomiast to, czego byśmy oczekiwali, to nowe spojrzenie grup wysoko wykształconych na swoją rolę społeczną i powrotu do inteligenckiego etosu. To by pewnie nie zniosło obecnego sporu, ale sprowadziłoby do kwestii estetycznej. Bo rzeczywiście estetyka IV RP nie wygląda najlepiej, to sam wiem. Ale tak po prostu jest.