Ozdrowieńczy wstrząs jawności

Ozdrowieńczy wstrząs jawności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Znaczne ograniczenie ustawy lustracyjnej nie jest niespodzianką. Debata w Trybunale Konstytucyjnym, a zwłaszcza stosunek większości jego członków do lustracji nie pozostawiał w tej mierze żadnych wątpliwości - pisze w swym komentarzu Bronisław Wildstein.
Trudno jednak zaakceptować ustawę w jej ułomnym kształcie. Trudno zresztą uznać, że litera konstytucji uniemożliwia przeprowadzenie lustracji w grupach tak znaczących dla życia społecznego, jak np. dziennikarze. W każdym razie obecna sytuacja domaga się nowego rozwiązania prawnego - pisze dziennikarz..

Publicysta przyznaje, że kształtem zakwestionowanej ustawy, choć z innych powodów niż Trybunał Konstytucyjny, nie byli zachwyceni nawet zwolennicy lustracji. Prezydenckie poprawki spowodowały jej nadmierną komplikację, utrudniły realizację i znowu uczyniły sądy jedynym arbitrem w sprawie lustracji. Jest to pomysł o tyle wątpliwy, że o ile każdy obywatel może odwołać się w każdej sprawie do sądu, to ten w sferach regulowanych przez wyspecjalizowane instytucje zajmuje się jedynie sprawdzeniem prawomocności zastosowanych przez nie procedur. W normalnej rzeczywistości więc sąd w sprawach lustracyjnych odwoływałby się do ekspertów, jakimi są historycy IPN.

Wildstein, który kilka lat temu spowodował burzę, wynosząc jawny spis zasobów IPN, uważa, że najprostszym i najlepszym rozwiązaniem byłoby upublicznienie akt, oczywiście z wyłączeniem informacji dotyczących spraw intymnych poszkodowanych. Uniemożliwiłoby to "grę teczkami", szantaże, przecieki i temu podobne działania, którymi oburzają się przeciwnicy lustracji. Zwraca uwagę, że zawartość archiwów służb PRL znają przecież jej prominenci, funkcjonariusze, a także pracownicy wywiadów obcych (bo na pewno nie tylko rosyjskiego).

Mówi też, że zasoby IPN zawierają historyczną wiedzę na temat historii Polski.