Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Jaka jest historia miłości twoich rodziców?
Monika Miller: Moja mama przyjechała z Ukrainy do Polski na studia, poznała mojego tatę, zakochali się w sobie. Kiedy zaszła w ciążę zależało jej na tym, żebym urodziła się tam, gdzie urodziła się ona – w Ukrainie. Zależało jej, żebym poznała jej język i nie zapomniała o swoich korzeniach. Dodatkowo moja ciocia, którą już udało się na szczęście bezpiecznie przetransportować do Warszawy, była ginekologiem w Kamieńcu Podolskim i tam zrobiła mojej mamie cesarkę. To było bezpieczne, moja mama ufała mojej cioci, tak przyszłam na świat.
Jesteś dwujęzyczna? Mówisz po ukraińsku?
Mówię po rosyjsku, bo mama i moimi dziadkowie z Ukrainy mówią po rosyjsku. W Kamieńcu Podolskim, części Ukrainy, z której pochodzimy, głównie mówi się właśnie w tym języku.
Dodatkowo dziadek z Ukrainy, ojciec mojej mamy, w połowie jest Rosjaninem.
W Polsce z dziadkami i tatą mówiłam po polsku i jeszcze moi rodzice, żeby było ciekawiej, wybrali dla mnie szkoły i przedszkola angielskojęzyczne. W efekcie tak naprawdę posługuję się trzema językami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.