Jak torebki firmy Batycki i skórzana galanteria Wittchena zdominowały krajowy rynek
Dwie firmy. Mają różną klientelę, inną strategię marketingową i filozofię rozwoju. To, co najważniejsze, jest jednak dla nich wspólne: odniosły sukces, na który ciężko pracowały przez ostatnie dziesięć lat, tworząc doskonale rozpoznawalne marki. Działają też w tej samej branży. Batycki i Wittchen to potentaci w produkcji galanterii skórzanej.
Korzenie firmy Batycki sięgają pierwszych lat po wojnie. Teść obecnej właścicielki, Tadeusz, otworzył w Gdyni niewielki zakład rzemieślniczy. Po latach interes przejął jego syn Maciej. W 1989 r. do firmy dołączyła Bożena Batycka - absolwentka handlu zagranicznego na Uniwersytecie Gdańskim, żona Macieja - i wkrótce zaczęła grać w niej pierwsze skrzypce. W tym momencie historia rodzinnej firmy rozpoczęła się na nowo. Firma Batycki całkowicie zmieniła profil i skalę działalności. Zaczęła wytwarzać konfekcję i galanterię skórzaną i sprzedawać ją w całej Polsce. Po kilku latach uruchomiła kilka własnych butików w różnych miastach.
W 1997 r. Bożena Batycka, będąca główną projektantką wszystkich kolekcji, dokonała kolejnej ryzykownej wolty. Zrezygnowała z produkcji konfekcji, koncentrując się na eleganckich torbach i torebkach. Ryzyko się opłaciło. Dziś Batycki kojarzy się jednoznacznie: z wytworną, ekskluzywną torebką.
Siła logo
- Podstaw biznesu nauczyłem się podróżując po świecie. Negocjacje z miejscowymi, wiązanie końca z końcem podczas kolejnych wypraw - to były moje pierwsze ważniejsze doświadczenia - wspomina Jędrzej Wittchen. Z wykształcenia jest geografem. W 1990 r. po wielu latach zagranicznych wojaży doszedł do wniosku, że trzeba wracać do kraju i "wymyślić się na nowo" - z ekonomicznego przymusu.
Wybór padł na skórę ("zbliżało się Boże Narodzenie, spostrzegłem, że Polacy poszukują skórzanych upominków"). Jędrzej Wittchen zainwestował w skórzany handel wszystko, co wówczas miał, czyli około 1000 dolarów. Pierwsza transakcja się powiodła, potem przyszły kolejne, również zyskowne. Postanowił zlecić Azjatom wykonanie kilku wyrobów, które sam zaprojektował. Wymyślił też logo firmy i wpisał w nie własne nazwisko. - Od początku wiedziałem, że sukces mogę osiągnąć tylko wtedy, gdy zbuduję silną markę. Nie chciałem sprzedawać czegokolwiek, byle jak najtaniej. Zależało mi, by były to produkty z rozpoznawalnym logo. Trzymam się tego do dziś - mówi.
Przez pierwsze kilka lat Wittchen z racji obco brzmiącego nazwiska właściciela uważana była za firmę zachodnioeuropejską. - Nikt nie zaprzeczał - przyznaje Jędrzej Wittchen. - Takie były czasy. Polacy chcieli kupować wyroby zagraniczne, do rodzimych nie mieli zaufania. Wittchen produkuje niemal wszystko, co skórzane: portfele, torby, walizki, konfekcję, rękawiczki, torebki, paski, breloki i gadżety - ponad 1000 wzorów. Produkcja odbywa się w Chinach. Firma opanowała 80 proc. rynku firmowych upominków. Wśród jej klientów są niemal wszystkie banki i największe spółki giełdowe.
- Doszło do tego, że prezesi wymieniają się identycznymi portfelami wyprodukowanymi przez nas - śmieje się Jędrzej Wittchen.
Gucci, Prada... Batycki?
Torebki sygnowane znakiem Batycki zdobyły uznanie. Noszą je znane aktorki, przebojowe kobiety interesu, młode i dojrzałe. Jolanta Kwaśniewska podarowała torebkę tej firmy królowej Hiszpanii podczas jej wizyty w Polsce. - Nasze torebki nie są ani za poważne, ani zbyt zwariowane. Ani odlotowe, ani staroświeckie. Są po prostu kobiece - przekonuje Batycka.
Właścicielka firmy większość swoich nowych pomysłów konsultuje z Włochami, mistrzami świata w branży skórzanej. Gości na wszystkich ważnych targach i pokazach sławnych kreatorów. Wciąż się dokształca, ma ogromne ambicje. Jednak gdy trzy lata temu zaproponowano jej udział w ekskluzywnych pokazach w Mediolanie, zrezygnowała. - Miałam do zaprezentowania produkty bardzo dobre, a tam jest miejsce wyłącznie dla doskonałych i innych niż wszystkie - wyjaśnia. Dziś nie ma wątpliwości, że nadszedł jej czas: - Nowa, bursztynowa kolekcja, ukoronowanie wszystkiego, co dotychczas proponowałam swoim klientkom, to - mam nadzieję - strzał w dziesiątkę.
Ambicje i marzenia
- Pierwsze lata działalności firmy wymagały ode mnie ogromnej odpowiedzialności i powściągliwości. Najważniejsze było: sprzedawać, sprzedawać i jeszcze raz sprzedawać. Ambicje twórcze musiałem zostawić na potem - mówi Jędrzej Wittchen. Dziś może się już oddać projektowaniu. Firma ma ugruntowaną pozycję na polskim rynku, eksportuje do Niemiec, Austrii, Czech i Rosji.
Właściciel cały czas ma przed oczyma markę, której pracowite tworzenie było najlepszym pomysłem, na jaki mógł wpaść. Dlatego chce ją wzmocnić. - Ekskluzywne butiki firmowe, w najlepszych centrach handlowych i przy znanych ulicach w wielkich miastach. Dzierżawa znaku towarowego renomowanym producentom: koszul, krawatów, perfum, etc. Tworzenie skojarzenia: Wittchen to zadbany mężczyzna, Wittchen to elegancka kobieta - wylicza.
Skórzana Polska
Obie firmy zaczęły budować swą pozycję wtedy, kiedy polski przemysł skórza-ny zaczął podupadać. W 1993 r. wytwarzano już tylko jedną trzecią tego, co cztery lata wcześniej; załamał się rynek wschodni, główny (30 proc.) odbiorca polskich wyrobów. Upadły zakłady obuwnicze Chełmek, Podhale, Kobra, Syrena, Respan, Skogar, Radoskór, Odra, Złotoryja. Równocześnie powstawały firmy prywatne: But-S, Wojas, Gino Rossi, Nord, Ryłko, Krisbut, które w nowoczesne technologie zainwestowały 65 mln dolarów.
Wolny rynek uporządkował sytuację również tej branży. Słabi upadli, silni mają się coraz lepiej. 85 proc. produkcji skórzanej jest dziś w rękach prywatnych. Rośnie eksport na Zachód. Według Aleksandry Krysiak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Skórzanego, odnieśli sukces ci, którzy zrozumieli, że nadszedł czas specjalizacji.
Więcej możesz przeczytać w 30/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.