„Nawet nie śledzę tego, co się dzieje. To, co tutaj widzę, wystarcza”. Siły na granicy kończą się

„Nawet nie śledzę tego, co się dzieje. To, co tutaj widzę, wystarcza”. Siły na granicy kończą się

Namioty z pomocą przy przejściu w Budomierzu
Namioty z pomocą przy przejściu w Budomierzu Źródło: WPROST.pl / Piotr Barejka
Łukasz i Artur grillują dla uchodźców od ponad dwóch tygodni. Zdarza się, że śpią po trzy godziny na dobę. Tak samo Agata, która jedzenie rozdaje w Budomierzu. Wojtek zastanawia się, na jak długo Polakom starczy jeszcze empatii. Rafał przewiduje, że góra na miesiąc. – Mamy dziury w grafikach. Trzeba robić po dwie zmiany. Coraz trudniej znaleźć ludzi – alarmują ochotnicy.

– Na początku nie było tutaj nic, co mogło pokrzepiać. Była rozpacz za rozpaczą, zwłaszcza, jak się weszło do środka, gdzie ludzie spali. Sama bezradność, strach i niepewność – wspomina Artur, który do Lubyczy Królewskiej przyjechał z Otwocka. – Musiałem odchorować te pierwsze dni.

Jest środek lodowatej nocy, zmarznięci ludzie przychodzą po ciepłą herbatę, niektórzy grzeją się przy koksownikach. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, lokalna szkoła zmieniła się w punkt recepcyjny. Ruch nie ustaje nawet na chwilę. Pod szkołę przyjeżdżają strażacy, którzy uchodźców przywożą z Hrebennego. Ze Lwowa docierają wolontariusze. Przywożą stamtąd całe rodziny, które szukają na dworcu szansy, żeby dostać się do Polski. Łukasz i Artur grillują tu od początku rosyjskiej inwazji.

– Mamy swoją kanciapę, śpimy po trzy, czasami cztery godziny. Zdarzyło mi się pracować ciągiem przez dobę – opowiada Łukasz.
– Państwo nie pomaga?
– Państwo zaczęło się angażować, gdy już wszystko działało jak złoto. Dzięki zwykłym ludziom – stwierdza.

Przejście graniczne w Hrebennem
Artykuł został opublikowany w 12/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Ponadto w magazynie