Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Prezydent Wołodymyr Zełenski przestrzegł, że jeśli kolejne negocjacje z Rosją zakończą się niepowodzeniem, będzie to oznaczało, że dojdzie do III wojny światowej. Tymczasem rzecznik Kremla wzywa kraje, które mogą wywierać wpływ na Ukrainę, by skłoniły ją do „bardziej konstruktywnych” negocjacji. Jest jakaś szansa na osiągnięcie konsensusu?
Janusz Onyszkiewicz: Trudno to sobie wyobrazić. Gdyby było tak, jak chce Putin, czyli podpisano traktat pokojowy, oznaczałoby to po pierwsze – usankcjonowanie nowych granic, na korzyść Rosji, po drugie – pozbawiłoby Ukrainę możliwości samoobrony w przyszłości. Pomysł, aby Ukraina stała się okrojonym państwem o statusie neutralnym, w połączeniu z rosyjskimi gwarancjami bezpieczeństwa, należy traktować jako bezczelny żart, zważywszy na to, jak Rosja traktuje składane przez siebie obietnice i podpisywane traktaty.
„The Wall Street Journal” pisze, że po ponad trzech tygodniach inwazji, Putin przechodzi do planu „B”. Chce zmusić Zełenskiego do zaakceptowania rosyjskich roszczeń do wschodniej i południowej części Ukrainy. Będzie – jak przewidują Amerykanie – kontynuował presję militarną.
Widzimy, że walki, choć chwilowo słabną, to nie ustają i mogą się zintensyfikować ponownie. Opór ukraiński tężeje, a Rosjanie wytracili początkowy impet, dlatego mamy pat. Nie sądzę, by udało się Putinowi zmusić Zełenskiego do przyjęcia wszystkich rosyjskich żądań.
Na Ukrainie będzie musiało dojść do przesilenia wojskowego. Nie w postaci spektakularnego zwycięstwa drugiej strony, ale uznania przez stronę rosyjską, że wojna jest dla nich nie do wygrania.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.