Krystyna Romanowska: Najmłodsi uchodźcy mierzą się na naszych oczach z przeżyciami wojennymi. Czytamy o dzieciach chowających się pod stół czy takich, które zastygają słysząc głośnie dźwięki. Co się dzieje w dziecięcych głowach?
Aleksandra Kinard: Sam proces ucieczki, opuszczenia domu rodzinnego powoduje, że w naszym mózgu przejmują dowodzenie niższe jego części, te odpowiedzialne za przeżycie. Dlatego tak często widzimy dzieci sprawiające wrażenie, jakby były zamrożone – nie mają na twarzach żadnych emocji, ponieważ muszą przetrwać. Funkcjonują, bo tego od nich wymaga chwila. Będą na rozkaz wstawały, ubierały się, robiły, co trzeba. Nie będą się skarżyły. Zadziałają instynktownie – zrobią to, co muszą w danej chwili pod wpływem adrenaliny.
Mózgi (bez wyjątku dorosłych czy dzieci) często nie są w stanie do końca przeanalizować tego, co się dzieje – w grę wchodzi więc mechanicznie robienie tego, co się da.
Czy te objawy są różne dla różnych grup wiekowych?
Tak, małe dzieci mogą mieć zaburzenia snu i apetytu. Nastolatki – będą miały skłonność do brania za dużo na swoje barki, albo wręcz odwrotnie – zaliczą regres i zaczną się bać tego, czego wcześniej się nie bały. Im dłużej kryzys trwa, tym większe ryzyko, że jego konsekwencje będą cięższe. Czyli: dzieci, które przekraczały granicę na początku wojny są potencjalnie mniej narażone na psychiczne konsekwencje wojennej traumy niż te, które uciekają w tej chwili, czy będą uciekać za jakiś czas. Oczywiście, nie wszystkie z nich będą cierpiały na PTSD – to zależy od genów, ich konstrukcji psychicznej, sposobu wychowania, ale także tego, czy podczas kryzysu miały dostęp do rodziców czy opiekunów, czy miały dostęp np. do zabawy albo innych form rozładowania emocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.