„Dzienniki wojenne”: Katia z Mikołajowa: Wojna? Myślałam, że znajoma gada bzdury

„Dzienniki wojenne”: Katia z Mikołajowa: Wojna? Myślałam, że znajoma gada bzdury

Ewakuacja we Lwowie
Ewakuacja we Lwowie Źródło: Archiwum prywatne
24 lutego dotknął wszystkich Ukraińców. Niektórych przywitał dźwiękami syren, innych odgłosami bombardowań. Katia z Mikołajowa studiowała na Państwowym Uniwersytecie Handlu i Ekonomii i pracowała jako kierownik obsługi klienta w centrum edukacyjnym UNEXT w Kijowie. Wojna pozbawiła ją nie tylko noclegu w akademiku, ale też uniemożliwiła powrót do domu – do rodziców, którzy zostali w Mikołajowie. W pierwszych chwilach nie była w stanie uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Olha Babyshena urodziła się w Mikołajowie (południowa część Ukrainy), obecnie mieszka i studiuje we Lwowie. Jest studentką dziennikarstwa (III rok studiów licencjackich) na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki.

Olha Babyshena: Jesteś teraz w nieznanej ci miejscowości, z dala od domu i miasta, w którym studiujesz i pracujesz?

Katia: W moim kraju wybuchła wojna. Rosja rozpoczęła działania wojenne na terenie Ukrainy i dla własnego bezpieczeństwa musiałam z Kijowa udać się najpierw do Nikopola, a stamtąd do Poczajowa. Bo, niestety: ani w Kijowie, ani w moim rodzinnym mieście nie mogłam czuć się bezpiecznie.

Przed wojną krążyły plotki, że Rosja może zaatakować Ukrainę. Wierzyłaś w to?

Mniej więcej tydzień przed wybuchem moja koleżanka w pracy mówiła, że rozpocznie się wojna, że trzeba się przygotować. Ciągle ją uspokajałam, bo myślałam, że w XXI wieku nikt nie może iść na wojnę. Jak się okazało, byłam w błędzie.

Źródło: Wprost