Zgodnie z przewidywaniami Emmanuel Macron wygrał II turę wyborów prezydenckich we Francji, pokonując w drugiej turze wyborów Marine Le Pen.
Chlastanie Le Pen za sprzyjanie Moskwie bardzo w kampanii popłaciło. Popieranie aneksji ukraińskiego Krymu czy niesławna pożyczka od kremlowskiego banku – przypomnienie tych grzechów kosztowało kandydatkę francuskiej prawicy utratę głosów, których liczba jeszcze niedawno prawie zrównywała się z tymi Macrona. Choć z punktu widzenia francuskich interesów a także nastawienia większości wyborców, nie są to tak naprawdę żadne grzechy – bo nad Sekwaną Rosję się kocha, a przynamniej szanuje – to jednak wypadły one fatalnie w zestawieniu z doniesieniami z Buczy i Mariupola.
Macron tę sytuację zręcznie wykorzystał. By uwiarygodnić swoje ataki na rywalkę, przestał wydzwaniać do Putina, za co krytykowano go w wielu stolicach Europy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.