Wiktor Krajewski: Po co ty cały czas grasz spektakl, który sprawił, że podupadłeś psychicznie?
Kamil Maćkowiak: Pamiętaj, że w swoim teatrze jestem i producentem, i reżyserem, i aktorem. W wewnętrznej hierarchii producent jest zdecydowanie nad aktorem i to on każe mi grać spektakl, który sprzedaje się w kompletach. To decyzja podjęta w Excelu. Ale tak naprawdę z „Niżyńskim” to nie jest taka jednoznaczna sytuacja, bo ten spektakl był dla mnie problematyczny wiele lat temu. Do dziś jest papierkiem lakmusowym mojej psychicznej kondycji. I teraz właśnie gram go z taką przyjemnością i satysfakcją, że nie kosztuje mnie tyle, ile kosztował mnie kiedyś. I że w koszty gry nie jest wpisana autodestrukcja, której wcześniej ulegałem.
Na czym polegała twoja autodestrukcja?
Żeby zrzucić z siebie emocje, musiałem się napić albo zapalić jointa. Tak było kiedyś. Dziś żyję zupełnie inaczej. „Niżyński” zaś jest perwersyjną przyjemnością mierzenia się z samym sobą.
Brzmi jak toksyczna relacja, której nie potrafisz zerwać.
Nie! Po tylu latach terapii bardzo szybko potrafię rozpoznać albo zdefiniować toksyczne relacje. Zrobiłem Niżyńskiego jako 25-latek, do tego w jednym z najlepszych teatrów w Polsce (Teatr Jaracza). Wtedy chyba nie byłem gotowy do zmierzenia się z tak trudnym tematem i z samą formułą monodramu.
Przyszedłem do Waldemara Zawodzińskiego z tekstem „Dzienników” Wacława Niżyńskiego i pomysłem na ten spektakl. Waldemar dawał sobie margines, że być może zagram to góra dziesięć razy i spektakl zejdzie z afisza, bo kto będzie chciał oglądać przez dwie godziny jednego aktora grającego studium psychozy. Spektakl gram już 17 lat.
Moja higiena pracy u siebie w teatrze polega na dużej rotacji ról. Aktualnie w repertuarze jest ich około dwunastu. Ale na szczęście sam buduję sobie repertuar. Co jakiś czas robię sobie z Niżyńskim przerwę, mam oddech i to powoduje, że do niego z ciekawością wracam. Za każdym takim powrotem ten spektakl się zmienia, wprost zadziwia mnie, ile nowych kolorów, pomysłów pojawia się w raz z latami grania tej samej roli.
Otworzyłem Fundację Kamila Maćkowiaka jako 30-latek, który jeszcze nie do końca wiedział, z czym to się w ogóle je, bo inspirował mnie model teatru Krystyny Jandy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.