W całej Polsce 200 tys. emerytów i rencistów wysłało do ZUS prośby o wyrównanie świadczeń. Twierdzą, że ich emerytura (renta) za lata 1996-2005 jest niewłaściwie obliczona. W 1993 r. za rządu Hanny Suchockiej, gdy w państwowej kasie brakowało pieniędzy, parlament ustawowo obniżył tzw. kwotę bazową, od której naliczano emerytury.
Ustawę - na co powołują się emeryci w pozwach - Trybunał Konstytucyjny uznał w 1993 r. za niezgodną z konstytucją. Ale orzeczenie TK nie weszło w życie, bo odrzucił je parlament (miał wtedy takie uprawnienia).
ZUS każdy z przesłanych przez emerytów pozwów wysyła do sądu. Do tego dołącza żądanie, aby sąd przyznał Zakładowi pieniądze za tzw. zastępstwo procesowe (czyli za prawnika ZUS, który pisma emerytów czytał). Rozprawy odbywają się na posiedzeniach niejawnych, emeryci więc o nich nie wiedzą.
Sądy w całej Polsce w postanowieniach przyznają, że wyrównania emerytom się nie należą. Z reguły jednak za żądane przez ZUS zastępstwo procesowe zasądzają minimalną stawkę - 60 zł. Wprawdzie przewodniczący rady nadzorczej ZUS, Robert Gwiazdowski zapowiada, że na najbliższym posiedzeniu rady będzie się domagał, aby ZUS od nikogo już pieniędzy nie żądał, to jednak ci, którzy już dostali wezwania, zapłacić będą musieli.
- Prawo zabrania nam umarzania należności, byłoby to narażenie ZUS na straty, mówi Gwiazdowski. ZUS będzie więc wysyłał do emerytów komornika. A wtedy do zasądzonych już 60 czy 120 zł dojdą koszty egzekucji. Razem może to być kilkaset złotych.
pap, ss