Czar prysł, dinozaury nie robią już wrażenia. Ten film jest po prostu męczący

Czar prysł, dinozaury nie robią już wrażenia. Ten film jest po prostu męczący

„Jurassic World Dominion”
„Jurassic World Dominion” Źródło: Amblin Entertainment
Niemal 30 lat temu John Hammond przy akompaniamencie muzyki Johna Williamsa wypowiedział z ekranu słowa „witajcie w Parku Jurajskim”. Steven Spielberg raz jeszcze pokazał, że kino może być portalem do świata marzeń. Dinozaury na dobre wgryzły się wówczas w tkankę popkultury i mimo upływu czasu nadal nie zamierzają rozluźnić uścisku potężnych szczęk. Czy wciąż jednak robią na widzach wrażenie? „Jurassic World: Dominion” desperacko próbuje odzyskać miłość odbiorców. Desperacja nie jest jednak dobrym doradcą. Film Colina Trevorrowa jest po prostu męczący.

Kiedy luty zmienia się w lipiec, do kin wracają blockbustery, a wraz z nimi potężna dawka nostalgii. Jedni potrafią ją wykorzystać do zapewnienia widzom szalonej jazdy bez trzymanki w postaci „Top Gun: Maverick”, inni chwytają za genialne pomysły sprzed lat mając nadzieję, że to wystarczy, by odnieść sukces. Tę drugą ścieżkę wybrała wytwórnia Universal i reżyser Colin Trevorrow, odkopując po raz kolejny wymarłe 66 milionów lat temu dinozaury.

Czytaj też:
„Top Gun: Maverick”. Tom Cruise nie do zdarcia

Genetyka dla bystrzaków

Tak, w filmie przewidziano miejsce na opowiedzenie jakiejś historii. Główną rolę w tej opowieści odgrywają genetyczne eksperymenty, które wymknęły się spod kontroli. W ich efekcie po planecie biegają, fruwają, pływają dinozaury i sieją spustoszenie, wywracając do góry nogami globalny ekosystem. Na prehistorycznych gadach da się jednak zarobić, więc pojawiają się wyzuci z wszelkich przejawów moralności nielegalni hodowcy, kłusownicy i handlarze. W całym tym chaosie objawia się miliarder-wizjoner, który we wskrzeszeniu dinozaurów widzi szansę na wyleczenie raka i innych chorób trawiących ludzkość. Bez sensu? Nieważne. Patrz, dinozaur!