Gdy wyjeżdża się ze Lwowa na autostradę, widać tylko pola, zieloną trawę i gdzieś w oddali góry. Po kilkunastu kilometrach oczom ukazuje się Chorosno. Piękne krajobrazy znikają, a pojawia się tymczasowe miasteczko dla uchodźców wewnętrznych z Ukrainy. Kręcimy się chwilę, aby znaleźć wjazd, ale w końcu trafiamy na duży teren Garden Prostir. Otoczony zielenią i zadbany ośrodek kiedyś był idealnym miejscem do organizacji eventów. Od 24 lutego stał się schronieniem dla ludzi, którzy uciekają przed wojną.
Garden Prostir od pierwszych dni rosyjskiej inwazji zaczął przyjmować dużą liczbę uciekających przed wojną Ukraińców. Dla jednych był to tylko przystanek, a dla innych stał się domem na dłuższy czas. Cała oranżeria została wydzielona na potrzeby uchodźców. Uciekinierzy mogli tu nocować, jeść, zostać na kilka dni, aby później wyjechać za granicę. W tym momencie w oranżerii już nikt nie mieszka. Na terenie ośrodka, który przed wojną reklamował się jako ekologiczne miejsce do organizacji różnego rodzaju eventów, powstało miasteczko kontenerowe.
Ukraińska flaga, domki i dzieci na huśtawce
Po terenie oprowadza nas właściciel organizacji Leo States i dyrektor osiedla domów kontenerowych Stanislaw Luckowicz. Razem z nim odchodzimy od budynku i już za chwilę widzimy ukraińską flagę, dzieci na huśtawce oraz 10 białych domków. – To są nasze dzieciaki z Lisiczańska i Słowiańska – rzuca Luckowicz i zaprasza, żeby wejść do jednego z domków.
To ostatni wolny kontener, wszystkie pozostałe mają już lokatorów. – Ten dom czeka na swoich właścicieli z Donbasu, dzisiaj mamy oddać im klucze – mówi Stanislaw, otwierając drzwi. Po wejściu do środka czuć zapach drewna i nowych mebli. W pokoju głównym stoją cztery łóżka i stół z naczyniami. Obok okna znajduje się kuchnia z lodówką. Dalej możemy przejść do łazienki z nową pralką, prysznicem i WC. Dyrektor informuje, że za chwilę zostanie jeszcze podłączona telewizja. W lodówce na przesiedleńców czeka już żywność, tak żeby mogli nie przejmować się szukaniem sklepów czy brakiem pieniędzy.
Galeria:
Dom kontenerowy pod Lwowem
– 90 procent osób, które tu mieszkają, straciło swój dom i nie ma już dokąd wracać. Najczęściej przyjeżdżają bez niczego, bez pieniędzy, bez rzeczy osobistych. Właśnie dla takich osób pracujemy. Chcemy służyć pomocą każdemu, kto stracił swój dom i musiał uciekać przez wojnę ze swojego miasta – opowiada Stanislaw Luckowicz. – Jesteśmy dla nich bezpłatnym hotelem – dodaje.
Nim Stanislaw Luckowicz zaczął pomagać uchodźcom, sam doświadczył koszmaru wojny i ucieczki. – Moja wieś pod Kijowem od 5 marca była pod okupacją. W dziesiątym dniu wojny zacząłem myśleć, dokąd możemy wyjechać z rodziną. Jechaliśmy przez całą Ukrainę i, szczerze mówiąc, nie mogliśmy znaleźć żadnego wolnego mieszkania. Byłem z żoną w Czerniowcach, w Winnicy, Tarnopolu. Ostatnią lokalizacją był Lwów. Choć mieliśmy możliwości finansowe, nie mogliśmy wynająć sobie żadnego mieszkania. Proponowali nam nocowanie w szkole na podłodze, w hotelu na stole – opowiada nam.
– Kiedy zobaczyłem te okropne warunki, zacząłem myśleć, jak szybko mogę zmienić tę sytuację i pomóc innym potrzebującym osobom – wspomina Stanisław.
Kontenery – sposób na biurokrację
Jedynym szybkim sposobem, z ominięciem biurokracji i licznych pozwoleń, było stworzenie miasteczka kontenerowego. Luckowicz powołał fundację Leo States, która rozpoczęła pozyskiwanie środków także od partnerów zewnętrznych. Wkrótce dzięki wsparciu m.in. fundacji Baranova 27, zbudowano miasteczko kontenerowe na 10 domów. W planach jest jego rozbudowa, jeśli dołączą inni partnerzy.
Stanislaw zgromadził wokół siebie ponad 50 wolontariuszy, ukraińskich przedsiębiorców, architektów, projektantów, planistów, budowniczych, organizacje charytatywne i firmy z całego świata. Ich celem było zapewnienie w jak najkrótszym czasie komfortowych warunków mieszkaniowych rodzinom uciekającym z terenów tymczasowo okupowanych. – Równo po trzech miesiącach, w 90. dniu realizacji projektu, oddaliśmy pierwsze klucze – podkreśla twórca Leo States.
Ograniczone środki, ogromne plany
Stanisław podczas rozmowy z nami przyznaje, że największym zmartwieniem są kwestie finansowe. – Chcemy zabezpieczyć każdą potrzebującą rodzinę, dając jej dom i wyżywienie– opowiada. – Teraz mają to wszystko bezpłatnie, bo mamy finansowanie od naszych partnerów. Ale im więcej tych domków będzie, tym więcej będziemy potrzebować pieniędzy – tłumaczy.
Obecnie Leo States ma potwierdzone środki na trzy kolejne „dzielnice”. – Wkrótce w tym miejscu powstanie jeszcze 40 kontenerów, w których będą mogli zamieszkać przesiedleńcy z różnych części Ukrainy – opowiada Stanislaw i pokazuje nam teren, który już przygotowywany jest pod budowę.
Osoby, które dostały bezpłatne mieszkania od Leo States, mogą liczyć na odrobinę stabilizacji w czasach wojny. – Mają gdzie mieszkać. Gdy przychodzę tu wieczorami, mają nawet dobry humor. Wiemy, że ci ludzie stracili wszystko, ale staramy się dać im pewność jutra –deklaruje Stanislaw.
„Jest tu dobrze, ale chcemy do domu”
Na zewnątrz spotykamy Liza i Katię. Choć dziewczynki mają po 11 lat, to już wiedzą, co znaczy wojna. Uciekały z rodzinami ze Słowiańska i Lisiczańska. To ostatnie miasto zostało na początku lipca zajęte przez Rosjan po ciężkich walkach. Podczas rozmowy dzieci pokazują nam prezenty od amerykańskich partnerów, starają się cieszyć drobiazgami. Na pytanie, jak im tu jest, odpowiadają niemal jednogłośnie: „Czujemy się tu dobrze, ale bardzo chcemy wrócić do domu”
Wrócimy, jak będzie do kogo wracać
W jednym z domów mieszka Wladyslawa, która jako 18-latka urodziła dziecko. Kiedy jej córeczka miała 3 dni, kobieta podjęła decyzję o ewakuacji do Lwowa. Jej rodzice wyjechali za granicę, a ona z mężem, córką i siostrą, zostali na Ukrainie. Teraz mieszkają we własnym tymczasowym domu.
– Nie wierzyłam w to, że będę rodzić dziecko podczas alarmów i co godzinę chodzić do schronu– wspominała koszmar wojny w Słowiańsku Wladyslawa. O leżące w obwodzie donieckim miasto toczą się zacięte walki między Rosjanami i Ukraińcami.
Na pytanie, jak się czuje teraz, Wladyslawa odpowiada: „Nie czuję już nic, po prostu żyję. Staram się coś robić, ale chciałabym wrócić do domu”. Po chwili milczenia dodaje: „Wrócimy, jeśli będzie do kogo wracać”.
Biuro Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców (UNHCR) podaje, że od początku wojny na Ukrainie swoje domy musiało opuścić ponad 12 mln osób. Ponad 5 mln z nich wyjechało za granicę. Blisko 7 mln to uchodźcy wewnętrzni.