Widzowie znający twórczość Cronenberga wiedzą, że idąc do kina, muszą być przygotowani na bezpardonowy atak wyobraźni reżysera. Zafascynowany cielesnością Kanadyjczyk, wielokrotnie przekraczał na ekranie granice, do których inni twórcy nawet nie próbowali się zbliżać. „Mucha”, „Skanerzy”, „Wideodrom” czy „eXistenZ” są miejscami wizualnie obrzydliwe, ale pozostają przy tym fascynującą projekcją umysłu artysty. W „Zbrodniach przyszłości” reżyser korzysta obficie ze swojego dorobku, dokonując sekcji zwłok upadłej cywilizacji, przy okazji pokazując, że w kinie wciąż jest miejsce na wiarę w odbiorcę.
Ewolucyjny koszmar
Już pierwsze minuty filmu mogą sprawić, że co bardziej wrażliwi widzowie zdecydują się na opuszczenie kina. Bawiący się na plaży chłopiec, dostaje od matki przykaz, by nie jeść niczego, co znajdzie pomiędzy kamieniami, ot zwykła opiekuńczość. Jednak już po chwili widzimy tegoż chłopca podczas konsumpcji plastikowego kosza na śmieci, a w kolejnej scenie dziecko ginie uduszone przez matkę poduszką. Czy po takim otwarciu może zrobić się jeszcze mroczniej?