Michał Banasiak, „Wprost”: Długich kilkadziesiąt sekund oczekiwania na prezydenta Erdogana w świetle kamer to wizerunkowo wysoka cena dla Władimira Putina za to spotkanie. Chyba się jednak opłaciło, skoro na dniach prezydent Turcji poleci do Rosji na kolejne rozmowy. Obserwujemy turecki zwrot ku Moskwie?
Karol Wasilewski: Turcja, co wielokrotnie wyrażał prezydent Erdogan, nie może stracić ani Ukrainy, ani Rosji. Dlatego zmienia swoją politykę w zależności od przebiegu działań na froncie wojennym. Początkowo to była postawa bardziej proukraińska, bo Turcja nie mogła pozwolić na wzmocnienie Rosji w basenie Morza Czarnego i przejęcie przez nią Ukrainy. To by radykalnie zmieniło turecką politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, opierające się od końca zimnej wojny na założeniu, że Rosja nie stanowi bezpośredniego zagrożenia militarnego. Panuje przekonanie, że Rosją należy zarządzać przez współpracę.
Po pięciu miesiącach wojny Turcja doszła do wniosku, że Rosja na tej wojnie się nie wzmocni?
Okazało się, że Rosja jest dużo słabsza niż wszyscy sądziliśmy, i że nie odniesie takich sukcesów, jak się na początku wydawało. A skoro tak, pojawiła się przestrzeń do prowadzenia innej polityki, bo totalna klęska Rosji nie jest Turcji na rękę.
Teraz ten balans ma bardziej rosyjskie odchylenie. Stąd zaproszenia dla rosyjskich oligarchów, starania o rosyjskich turystów i przymykanie oka na kradzież ukraińskiego zboża przez Rosję.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.