Wałęsa był wykorzystywany operacyjnie przez SB

Wałęsa był wykorzystywany operacyjnie przez SB

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Lech Wałęsa zamieścił w poniedziałek na swej stronie internetowej kolejne dokumenty, które dostał z IPN jako osoba inwigilowana przez tajne służby PRL. W dwóch z nich, sporządzonych przez gdańską SB w 1979 r., pojawiło się zdanie, że "w czasie pracy w stoczni był wykorzystywany operacyjnie przez SB". - To jest sprawa ubecka i nie wiem, co mieli na myśli, tak pisząc - tak b. prezydent skomentował tę informację.

Twórca "Solidarności" zapewnił też po raz kolejny, że nigdy nie współpracował z aparatem bezpieczeństwa PRL. Wśród upublicznionych dokumentów jest m.in. notatka SB z 16 lutego 1971 r. o odmowie podjęcia przez Wałęsę tajnej współpracy.

W esbeckiej "Analizie stanu zagrożeń do sprawy obiektowej krypt. +Mechbud+", z 15 stycznia 1979 r., jest kilka akapitów poświęconych Wałęsie. Mowa tam m.in. o "sprawie operacyjnego rozpracowania krypt. +Bolek+ dot. udziału Lecha Wałęsy w nielegalnych zebraniach tzw. Komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych i kolportażu nielegalnych wydawnictw antysocjalistycznych".

"Analiza" stwierdza następnie, że Wałęsa brał "czynny udział w zajściach grudniowych 1970 r." i był jednym z członków Komitetu Strajkowego. Dalej pada zdanie: "W czasie pracy w stoczni był wykorzystywany operacyjnie przez Służbę Bezpieczeństwa". Potem jest informacja o zwolnieniu go 30 kwietnia 1976 r. ze stoczni za "szkalujące wystąpienia przeciwko dyrekcji zakładu, organizacji partyjnej i związków zawodowych (tak w oryginale - PAP)". Zdanie, że "w czasie pracy w stoczni był wykorzystywany operacyjnie (...)", powtórzone jest dosłownie w "Analizie sprawy obiektowej krypt. +Mechbud+" z 20 sierpnia 1979 r.

To jedna z poszlak wskazujących, że na początku lat 70. Lech Wałęsa miał jakieś kontakty z SB - komentuje historyk PRL Antoni Dudek. "Na podstawie tego zapisu nic więcej nie da się wywnioskować; to poszlaka, a nie dowód, który by się obronił, np. w sądzie" - powiedział. Historyk podkreślił, że "jest wiele dokumentów, które sugerują związki Wałęsy z SB jako osobowego źródła informacji, ale te +najmocniejsze+ nie istnieją w wersji oryginalnej, tylko w kopiach, o których sam Wałęsa mówi, że to +fałszywki+".

Z kolei w notatce służbowej z 16 lutego 1971 r. kpt. SB E. Graczyk pisał, że w związku z odmową współpracy Wałęsy jako tajnego współpracownika proponuje, by "dalszą kontrolę" jego działalności na wydziale W-4 stoczni gdańskiej prowadził TW "Klin".

Gdy w sierpniu 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL, uznał zarazem, że SB fałszowała swe akta na temat Wałęsy. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Rysiński podkreślał, że w całej sprawie "poza trzeciorzędnymi, budzącymi najzupełniej w tej sytuacji zasadnicze wątpliwości dokumentami nie ma - oprócz wypisu z rejestru byłej SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Lecha Wałęsy jako tajnego współpracownika o pseudonimie +Bolek+ z byłą SB". Sędzia dodał, że materiał dowodowy pozwala na "graniczące z pewnością stwierdzenie, że najprawdopodobniej materiały oryginalne" na temat współpracy Wałęsy nigdy nie istniały.

Sędzia powołał się na dokument SB z 1985 r., z którego wynika, że w 1982 r. SB fałszowała własne akta, by skompromitować Wałęsę nie tylko w społeczeństwie polskim i w "Solidarności", ale także za granicą. Te działania SB miały doprowadzić do tego, że w 1982 r. Wałęsa nie dostał Pokojowej Nagrody Nobla - otrzymał ją rok później.

Publikując dokumenty w inernecie były prezydent chciał zaprzeczyć twierdzeniom m.in. Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy i Krzysztofa Wyszkowskiego, że był agentem SB o kryptonimie Bolek. Liczył, że po ich lekturze Walentynowicz i małżeństwo Gwiazdów, którzy - w jego ocenie - byli manipulowani przez SB, "przeproszą go i oddadzą odznaczenia państwowe".

"Jak się czyta te dokumenty, to czasami nawet nie jestem specjalnie zły na Walentynowicz i Gwiazdę za ich oskarżenia. Ja byłem wówczas roztropny i nie stawiałem na bezpośrednią konfrontację. Może się okaże, że SB to wykorzystywała i w jakiś sposób mną sterowała, ale nigdy świadomie jako agentem" - powiedział Wałęsa.

Przyznał, że w latach 70. miewał "trudne" sytuacje, jak np. ta, kiedy po proteście robotników w grudniu 1970 r. i wizycie w stoczni I sekretarza PZPR Edwarda Gierka został wezwany na przesłuchanie do komendy Milicji Obywatelskiej. "(...) Pytano, czy zamierzam przeszkadzać nowej władzy. Odpowiedziałem wówczas, że nie zamierzam przeszkadzać, ale powiedziałem też, że jak będzie trzeba, to będę z nią walczyć" - opowiada Wałęsa. Nie wyklucza, że być może ta rozmowa dała SB podstawę do takich stwierdzeń, jakie padły w dokumentach.

Walentynowicz powiedziała w poniedziałek, że żadne nowe dokumenty Służby Bezpieczeństwa nie zmienią jej opinii, iż Lech Wałęsa zdradził "Solidarność" i był agentem SB. "Nie mam zamiaru tego czytać. To przypomina ruchy muchy w smole. Niech Wałęsa pokaże lepiej dokumenty, które były w jego teczce, jak był prezydentem" - powiedziała PAP Walentynowicz.

Andrzej Gwiazda uznał opublikowanie przez Wałęsę dokumentów za pozytywne. "Należy po prostu te materiały, które się dostało z IPN publikować, dlatego że przy zablokowaniu lustracji nie pozostaje nam inna droga - i wyciągać wnioski nie licząc się z wyrokami sądów" - powiedział. Zaznaczył jednak, że ma nadzieję, iż wśród tych dokumentów "są również te, które Wałęsa będąc prezydentem wyniósł z archiwum i nie zwrócił do tej pory". Nie chciał się odnosić do słów Wałęsy, który zażądał od niego przeprosin i zwrotu Orderu Orła Białego.

B. działacz wolnych Związków Zawodowych Krzysztof Wyszkowski określił opublikowane materiały mianem "stosu znanej od dawna makulatury". Jego zdaniem, data opublikowania przez Wałęsę dokumentów z IPN nie jest przypadkowa i jest to "obrona przez atak" i "próba dezinformacji opinii publicznej". Wyszkowski uważa, że Wałęsa "wie coś, czego my nie wiemy" i być może spodziewa się w najbliższej przyszłości ujawnienia obciążających jego przeszłość materiałów.

W poniedziałek Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł, że Wałęsa ma przeprosić Krzysztofa Wyszkowskiego za naruszenie dóbr osobistych. Sprawa dotyczy audycji w TVN24 z 9 czerwca 2005 r. W jej trakcie Wałęsa użył wobec Wyszkowskiego takich epitetów jak m.in. "małpa z brzytwą" i "wariat". Dyskusja, w której uczestniczył też b. opozycjonista Henryk Wujec, dotyczyła tego, czy Instytut Pamięci Narodowej powinien przyznać Wałęsie status pokrzywdzonego przez aparat bezpieczeństwa PRL. Sąd uznał m.in., że od b. prezydenta jako osoby publicznej i "znamienitego polityka" należy wymagać "szczególnej kultury słowa".

pap, ss