„Okupanci na Krymie nie musieli zaczynać sobotniego poranka od filiżanki kawy” - pisze białoruski opozycyjny kanał Nexta. W sobotę 20 sierpnia w Sewastopolu, największym mieście Krymu doszło do potężnej eksplozji. Pożar miał miejsce w pobliżu siedziby rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Na nagraniach, które trafiły do sieci, widać kłęby dymu unoszące się nad miastem. Gubernator okupowanego Krymu Michaił Razwożajew poinformował, że w regionie doszło do ataku drona. Chociaż w tym czasie rosyjska obrona powietrzna miała pracować, dron nie został zestrzelony. Szef Tatarów Krymskich Refat Czubarow przekazał z kolei, że dron został zestrzelony i uderzył w dach sztabu Floty Czarnomorskiej.
Wojna w Ukrainie. Potężne eksplozje na Krymie
Nie był to odosobniony przypadek w ostatnich dniach. W nocy z czwartku na piątek 19 sierpnia w Sewastopolu doszło do czterech eksplozji. Wybuchy odnotowano również w pobliżu lotniska wojskowego Belbek oraz Kercza, gdzie znajduje się strategiczny most łączący półwysep z Rosją.
Z kolei 9 sierpnia doszło do potężnych eksplozji na lotnisku wojskowym Saki. Jak podawała agencja Reutera, w ich wyniku Flota Czarnomorska straciła ponad połowę samolotów. BBC oceniło, że dla Rosjan było to ogromne upokorzenie. Jego skalę można porównać do zmuszenia Rosjan do wycofania się z Wyspy Węży oraz zatopienia krążownika Moskwa. Brytyjscy dziennikarze zwrócili również uwagę na efekt psychologiczny - świadkami eksplozji były tysiące rosyjskich turystów. Światowe media donoszą, że drogi wyjazdowe z Krymu zapełniły się przerażonymi podróżnymi, którzy w panice uciekali z półwyspu w obawie o własne życie.
Z informacji brytyjskiego resortu obrony wynika, że straty poniesione przez Flotę Czarnomorską są tak duże, że nie sprawuje już ona efektywnej kontroli nad Morzem Czarnym. Co więcej, jej skuteczność jest tak osłabiona, że możliwość rosyjskiego desantu na Odessę spadła niemal do zera.
Czytaj też:
Łukaszenka znów zaskoczył. „Wojna by się zakończyła, gdyby nie podsycanie działań z pomocą Polski”