Kilka miesięcy temu nie uwierzyłabym, że 24 sierpnia zamiast pisać o 31 latach ukraińskiej niepodległości, będę pisać o sześciu miesiącach agresji na pełną skalę w Ukrainie, i to będąc tu już niemal 4,5 miesiąca. To, co wydarzyło się przez ten czas, jest przede wszystkim nie do uwierzenia, a co dopiero do opisania.
Ktoś, kto nie był i przyjechałby dziś, przejeżdżając Ukrainą z zachodu na wschód albo z północy na południe, mógłby doznać szoku.
Ba, wystarczyłoby go zawieźć, jak wozi się zachodnich polityków składających wizyty w Kijowie, do Buczy, Irpienia czy Hostomela, choć to, co widać tam teraz w żaden sposób nie oddaje widoków z początku kwietnia, kiedy to Rosjanie wycofali się z obwodu kijowskiego. Warto wiedzieć, że praktycznie podeszli do samej stolicy, co najlepiej widać przy wjeździe od strony Hostomela. Po prawej stronie tabliczka z napisem „Kijów”, po lewej zbombardowana przez Rosjan stacja benzynowa.
Skala zniszczeń w Ukrainie, spowodowana w dużej mierze atakami z powietrza, bo Zachód był głuchy na apel zamykania nieba nad Ukrainą, jest gigantyczna.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.