Uczniowie szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych będą musieli uzyskiwać z tego przedmiotu promocję do następnej klasy. Resort planuje, że na wychowanie do życia w rodzinie będzie przeznaczona jedna godzina w tygodniu, w ramach godzin dyrektorskich lub wychowawczych.
Program jest w trakcie przygotowywania. Już jednak wiadomo, że będzie zawierał treści filozoficzne, antropologiczne i seksuologiczne. Dokładnie wyselekcjonowane. Jak udało się dowiedzieć gazecie, nie pojawi się w nim np. teoria ewolucji Darwina, zgodnie z którą człowiek może mieć wspólnego przodka z małpami (teorię tę neguje m.in. ojciec ministra edukacji prof. Maciej Giertych).
Największą burzę wywołał pomysł, by wychowanie do życia w rodzinie było obowiązkowe, a ocena - wliczana do średniej. - To absurd. Jestem przeciwny wprowadzaniu ideologii do szkół. Nie można przekonywać ludzi niewierzących, by uczyli się o wartościach, których ich religia nie popiera - mówi Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy i były wiceminister edukacji.
A Anna Radziwiłł, była wiceminister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, dodaje, że wychowanie do życia w rodzinie już jest w szkołach w odpowiedniej formie i nie ma potrzeby tego zmieniać. Obecnie w klasach V i VI szkoły podstawowej oraz w gimnazjum jest przewidziane po 14 godzin wychowania do życia w rodzinie. W liceum jest to 10 godzin. Przedmiot nie jest obowiązkowy, a ocena nie jest wliczana do średniej.
Seksuolog prof. Zbigniew Lew Starowicz uważa, że obowiązkowy przedmiot w planowanym kształcie nie przyniesie nic dobrego. - Wywoła śmiech nie tylko u dzieci, ale i u ich rodziców. Uczniowie zaczną bojkotować zajęcia, bo nie będą chcieli, by ktoś wciskał im nieprawdę - mówi Starowicz.