Gazeta dotarła do rodziny zamordowanego przez MO Tadeusza Wądołowskiego. Jest też nowy trop w śledztwie IPN, w sprawie tuszowania śmierci sprzed 21 lat przez obecnego komendanta głównego policji.
Niejasną rolę Kornatowskiego w śledztwie, które miało wyjaśnić okoliczności tajemniczej śmierci Wądołowskiego, "Dziennik" opisał trzy miesiące temu. Po publikacji tej oskarżyciele z IPN chcą wyjaśnić, co naprawdę wydarzyło się w kolejowym komisariacie Milicji Obywatelskiej 21 października 1986 r.
"Oczekuję, że winni zbrodni i mataczenia w sprawie śmierci brata w końcu poniosą karę. Wystąpiłem do IPN o przekazanie wszystkich dokumentów związanych z tą sprawą" - mówi Jerzy Wądołowski, brat Tadeusza.
Bliscy Tadeusza Wądołowskiego, m.in. jego brat Jerzy i jedna z bratowych - Krystyna, odpowiadali na pytania śledczych w siedzibie IPN. W ich zeznaniach pojawił się nowy ślad - milicjanci zatrzymali wówczas na dworcu nie tylko Tadeusza Wądołowskiego, ale i jego bardzo bliskiego kolegę Mirka.
"Nie pamiętam, jak się nazywa... Inwalida, nie miał nogi" - mówi Jerzy Wądołowski. "Podczas tamtego śledztwa nie chciał zeznawać. Nawet kiedy moi rodzice do niego przyszli do domu w Gdyni, odmówił rozmowy. Udało się z nim porozmawiać dopiero mojemu bratu Staszkowi. Opowiadał, że powiedziano mu, aby nikomu nie mówił o tym, co się stało w czasie i po zatrzymaniu, bo +dostanie w czapę+" - opowiada.
Tadeusz Wądołowski został zatrzymany przez milicjantów na gdyńskim dworcu. Funkcjonariusze chcieli się od niego dowiedzieć, kto dokonał kradzieży kury. Już kilka godzin później mężczyzna nie żył. Prokuratorzy - Barbara Godlewska i Konrad Kornatowski - przeprowadzili błyskawiczne śledztwo. Zakończyło się ono stwierdzeniem, że mężczyzna zmarł z przyczyn naturalnych, z powodu "ostrej niewydolności lewokomorowej" - więcej na ten temat w poniedziałkowym "Dzienniku".