Według policji, w demonstracji brało udział ok. 4,5-5 tys. osób; według organizatorów - ponad 20 tys. Manifestanci ubrani w białe kitle przeszli w strugach ulewnego deszczu z Placu Zamkowego, Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem przed Sejm, a następnie przed kancelarię premiera, aby zaprotestować przeciwko zaniechaniu przez rząd działań, mających poprawić ich sytuację finansową.
Organizatorem manifestacji był Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP), ale uczestniczyły w niej również inne związki, m.in.: Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL), sekcje zdrowotne "Solidarności" i OPZZ oraz inne branżowe związki zawodowe.
Delegacja demonstrantów złożyła szefowi kancelarii Sejmu, w klubach parlamentarnych oraz w kancelarii premiera petycję ze swoimi żądaniami. Domagają się w niej: przedłużenia obowiązywania ustawy z dnia 22 lipca 2006 r. (o 30-proc. podwyżkach), podwyżki płac wszystkich pracowników medycznych począwszy od IV kwartału 2007 r., zwiększenia nakładów na system ochrony zdrowia do 5 proc. PKB w roku 2008 r. oraz 6 proc. w roku 2009, a także zapewnienia realizacji obiecanego w ubiegłym roku kroczącego systemu podwyżek płac w kolejnych latach.
W petycji zaapelowano o "bezzwłoczne przystąpienie do przygotowania takich zmian legislacyjnych, aby realizacja powyższych postulatów była w pełni możliwa już od początku 2008 r". "Do tego czasu wszystkie rezerwy finansowe, będące w dyspozycji Narodowego Funduszu Zdrowia, powinny być kierowane wyłącznie na wzrost wynagrodzeń pracowników medycznych" - głosi dokument.
Jak powiedziała Dorota Gadrias, szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, organizatora przemarszu, petycję z żądaniami manifestanci musieli zostawić w kancelarii Sejmu, bo nie było ani marszałka, ani wicemarszałków.
"Sposób przyjęcia delegacji świadczy o tym, jak traktowani są pracownicy i kobiety w Polsce" - powiedziała szefowa Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Elżbieta Buczkowska.
Szef OZZL Krzysztof Bukiel powiedział, że marsz jest przejawem jedności pracowników służby zdrowia. Przypomniał, że jest to już kolejna manifestacja służby zdrowia w stolicy. "Domagamy się wciąż tego samego, aby rządzący pamiętali o zdrowiu obywateli. To ich obowiązek" - powiedział. "Kilkadziesiąt tysięcy Polaków zginie, bo nie ma pieniędzy na ochronę zdrowia" - ostrzegał podczas przemarszu.
Przed kancelarią premiera pytał z kolei: "Panie premierze, w czasie stanu wojennego nie bał się pan zomowskich pałek, a boi się pan pielęgniarek?", "Dlaczego nie chce pan, panie premierze, zniszczyć układu w służbie zdrowia?".
Zdaniem Bukiela, "premier i rząd chcą utrzymać odziedziczoną jeszcze po komunie patologię w służbę zdrowia". Protestujący skandowali: "Precz z komuną w służbie zdrowia".
Uczestniczący w marszu szef Naczelnej Izby Lekarskiej Konstanty Radziwiłł powiedział do manifestujących, że nie można rozwiązać problemów służby zdrowia bez wzrostu nakładów finansowych na nią. Dodał, że nie chodzi jedynie o podwyżki. "Po prostu musimy dołączyć do nowoczesnych krajów i przeznaczyć na zdrowie odpowiednią ilość pieniędzy" - zaznaczył. Zaapelował przed Sejmem do obywateli, by poparli protest i żądania pracowników służby zdrowia. "To jest wasze bezpieczeństwo" - podkreślił i zapewnił, że strajk nie ma charakteru politycznego.
Manifestanci przed kancelarią premiera odśpiewali hymn narodowy. Odwracali się do gmachu tyłem, aby zamanifestować - jak mówili - swój stosunek do władzy.
Wicepremier Przemysław Gosiewski oświadczył po spotkaniu z delegacją protestujących, że rząd proponuje im kolejną turę rozmów w następny wtorek o godz. 10.
Gosiewski powiedział też, że postulat protestujących, zgłoszony 15 czerwca a dotyczący wysokości płac minimalnych lekarzy i pielęgniarek, jest niemożliwy do spełnienia. Według wicepremiera, kosztowałoby to 17,5 miliardów złotych i oznaczałoby mniej pieniędzy na świadczenia, a na to rząd zgodzić się nie może.
Po spotkaniu z wicepremierem Gosiewskim delegacja pielęgniarek pozostała w kancelarii premiera, deklarując, że nie opuści jej bez spotkania z szefem rządu. Inne protestujące pielęgniarki zamierzają pozostać przed kancelarią.
Krystyna Ciemniak, szefowa jednego z oddziałów związku pielęgniarek i położnych powiedziała dziennikarzom, że pielęgniarki przygotowały się do dłuższego pobytu i mają ze sobą namioty. Zamierzają ustawić przed gmachem miasteczko namiotowe, w którym przebywać będzie grupa protestujących, zmieniająca się co dwa dni.
Do manifestantów przemawiali też pod kancelarią premiera politycy SLD. Lider Sojuszu Wojciech Olejniczak zaapelował o jak najszybszy zwołanie okrągłego stołu nt. służby zdrowia. Według niego, przy stole miałyby zasiąść: reprezentacja rządu, wszystkich partii i przedstawiciele protestujących. Posłanka Sojuszu Izabela Jaruga- Nowacka mówiła z kolei, że czas zmusić rząd do poważnych rozmów.
Uczestnicy manifestacji nieśli flagi związkowe, plakaty z nazwami województw, które reprezentowali, budziki, gwizdki oraz transparenty z hasłami m.in. "Powolna śmierć polskiej pielęgniarki", "Bunt białych niewolników", "Chorujcie, dokąd jesteśmy", "Bądźcie zdrowi, wyjeżdżamy", "Rząd sam się wyżywi, ale czy sam się wyleczy", "Chcemy normalnie zarabiać" oraz skandowali: "Chcemy pracować, a nie emigrować". Wielokrotnie przepraszali warszawiaków za utrudnienia w ruchu ulicznym, spowodowane ich marszem.pap, ss, ab