Gdy dzisiaj Eryka wchodzi do swojej szkoły w Chersoniu, widzi tylko rosyjską flagę. W całym mieście nie ma już ukraińskich symboli. Ceny w sklepach podane są w rublach, choć na targowisku można jeszcze zobaczyć te w hrywnach. – Większość nauczycieli wyjechała, a ci, którzy zostali, uczą teraz po rosyjsku – opowiada Eryka.
– Rosjanie próbują przekupić albo zastraszyć mieszkańców. Chodzą po domach, zabierają samochody, grożą, potrafią przyłożyć broń do skroni. Ci, którzy wypowiadają się przeciwko rosyjskiemu reżimowi, są natychmiast zabierani. Nie wiadomo, co się z nimi dzieje – mówi.
– Rosjanie robią wszystko, aby ludzi omamić i zmusić do głosowania. Organizują imprezy dla dzieci, studentom rozdają stypendia, wszędzie są darmowe lekі, nawet w prywatnych szpitalach. Emeryci zamiast jednej emerytury otrzymują dwie, jednocześnie ukraińską i rosyjską – opowiada dalej Eryka. – Wiele osób zaczęło nawet żyć lepiej niż przed wojną, również ze względu na kurs rubla i wypłatę w hrywnach. Dlatego teraz nie ma takich protestów, jakie były kiedyś, gdy okupanci strzelali do ludzi na ulicach – dodaje.
Eryka opowiada, że już w pierwszym dniu referendum separatyści zaczęli chodzić po domach. Zmuszają mieszkańców do podpisywania dokumentów, wyciągając w ten sposób głosy. Inni relacjonują, że agitatorzy jeżdżą w towarzystwie uzbrojonych wojskowych, chodzą po okolicznych wioskach i grożą nawet starszym mieszkańcom. Również na zdjęciach widać wojskowych, którzy pilnują lokali wyborczych. Dlatego niektórzy boją się rozmawiać. Tak jak Serhij, który stwierdził, że w czasie referendum to zbyt niebezpieczne. – Boimy się nie iść na referendum, bo grożą nam śmiercią – mówi krótko Larysa, która mieszka w Skadowsku.