Byliśmy 3,5 km od rosyjskiej granicy. „Nie jesteśmy proruscy. To jest Ukraina”. „Tu się urodziłam, i tu zdechnę”

Byliśmy 3,5 km od rosyjskiej granicy. „Nie jesteśmy proruscy. To jest Ukraina”. „Tu się urodziłam, i tu zdechnę”

Mieszkaniec Kozaczej Łopani
Mieszkaniec Kozaczej Łopani Źródło: WPROST.pl / Karolina Baca-Pogorzelska
Kozacza Łopań. Jakieś 30 km na północ od Charkowa, na wyjeździe z niej mapa pokazuje 3,5 km do Rosji. Wieś jest niemal wymarła, ale już dziś wiadomo, że w pobliskim lesie znajduje się masowy grób przynajmniej 100 osób. Teren jest wciąż zaminowany, dlatego na razie nie ma możliwości przeprowadzenia tam ekshumacji na wzór tych, jakie miały miejsce w Iziumie.

Słatyne, Prudzianka, Supiwka, a potem Kozacza Łopań, tuż pod rosyjską granicą. Gdy wyjeżdżamy z wioski wiemy, że to 3,5 km w linii prostej. Nie decydujemy się jechać dalej ze względów bezpieczeństwa, choć nie pracuje artyleria, choć w tym momencie nie ma zagrożenia z powietrza.

Ekipa z centrum prasowego pisze jasno: uważajcie, tam mogą być walki. Ale nie ma. Za to są ludzie, a za każdym z nich kryje się osobna historia. Tych historii będzie więcej, bo w Kozaczej Łopani ma mieścić się kolejny masowy grób, tylko dojście do niego jest na razie niemożliwe z powodu zaminowania terenu.

– Nie możemy wam nic powiedzieć bez zgody z Kijowa – ucina rozmowę ratownik z DSNS, czyli z Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. – Dziękujemy, humanitarka dojechała – mówią dwie kobiety w średnim wieku i wyraźnie nas unikają.

Źródło: Wprost