Kochliwy Szekspir, zwariowany Mozart, egotyczny Picasso, mroczny Goya, szalona Isadora Duncan... Kino kocha artystów. Biografie mistrzów, bulwersujące bezpruderyjnością bohaterów, stanowią idealne tworzywo dla kina.
Miramax rywalizuje
z Paramountem o prawa do ekranizacji historii miłości Salvadora Dalego i Gali. Pierwsza wytwórnia planuje true story, która prócz sekretów z życia pary zawierać ma sporą dawkę informacji o twórczości malarza. Paramount zaś pracuje nad uzyskaniem od spadkobierców Dalego zgody na ujawnienie pikantnych szczegółów z jego życia. Nietrudno przewidzieć, że producenci sypną gotówką raczej na drugi projekt - brak dyskrecji najbliższych to nie byle jaki atut w wypadku artystycznych biografii. Hollywood przygotowuje się również do kolejnej opowieści o Erneście Hemingwayu, zapowiada też historię małżeństwa z Zeldą Francisa Scotta Fitzgeralda. Z kolei Anglicy planują kostiumową opowieść o Christopherze Marlowe, lansującą tezę, że przypisywanie mu autorstwa dzieł Szekspira to słuszne rozumowanie.
W polskich kinach biograficzny rarytas pojawi się już niebawem - jesienią na ekrany wejdzie "Pragnienie miłości", wyreżyserowana przez Jerzego Antczaka historia związku Fryderyka Chopina i George Sand. Ciekawie zapowiada się też biograficzny obraz, do którego przymierza się Krzysztof Krauze, twórca "Długu". Jego bohaterem będzie malarz prymitywista Nikifor.
U poety cztery żony
Ed Harris latami namawiał reżyserów na film o amerykańskim abstrakcjoniście Jacksonie Pollocku. W końcu zaczął prowokować los. Rozpoczął od wystawy własnych prac utrzymanych w klimacie twórczości mistrza. Na jej otwarciu dał popis aktorstwa godny złotej statuetki - recytował poglądy na sztukę i życie Pollocka, popisywał się znajomością techniki drip. Show się opłacił. Pojawili się chętni do zainwestowania w opowieść o malarzu. Reżyserii Harris podjął się sam, nie rezygnując z głównej roli. To za nią otrzymał w 2001 r. kolejną nominację do Oscara. Nie poprzestał na epatowaniu pokręconą psychiką artysty. Sceny pokazujące malarza w trakcie pracy zrealizował po mistrzowsku.
"Ja chciałbym być poetą, bo u poety cztery żony, z każdą dawno rozwiedziony" - pisał przed laty Andrzej Bursa, wytykając profanom uproszczony wizerunek artystycznej bohemy. Kino również poszło na skróty. Skręciło w stronę ekscesów obyczajowych, odpuszczając sobie penetrowanie duchowych rozterek twórców. Grzech zaniechania stał się przyczyną klęski takich mistrzów, jak James Ivory czy Agnieszka Holland. Idąc tropem pikantnych szczegółów z życia artystów, zepchnęli na margines ich dokonania. "Całkowite zaćmienie" Holland - historia homoseksualnego związku Rimbauda i Verlaine’a - to niestrawna opowieść o parze potworów. Di Caprio jako Rimbaud błaznuje, skacząc po stołach lub sikając na kolegów. Ani śladu uniesień, które stały się potem pretekstem do napisania wspaniałych wierszy. Holland zapowiadała film o ludziach, którzy niszczą się nawzajem, ale przepełnieni są miłością. Jej bohaterowie spełniają ledwie pierwszy warunek. Niewypałem okazała się też inna artystyczna biografia z modnym wątkiem gejowskim na pierwszym planie - "Szkic do portretu Francisa Bacona" Johna Maybury’ego. Ograniczyła się do epatowania sadomasochizmem ekscentrycznego malarza. James Ivory rozczarował filmem "Picasso - twórca i niszczyciel" z Anthonym Hopkinsem w roli głównej. Jego Picasso to łajdak. Dzieła mistrza nie goszczą wcale na ekranie, nie widzimy też śladu mąk twórczych. Męczą się za to jego żony i kochanki, a Hopkins robi wszystko, byśmy uznali, że Hannibal z "Milczenia owiec" to łagodny baranek w porównaniu z Picassem.
Zakochany geniusz
Film Ivory’ego wpisuje się w kolejną chętnie eksploatowaną konwencję artystycznych biografii, ujawniającą największe miłości geniusza. Oglądamy więc mistrzów pióra, pędzla etc. w pozach z harlequina. Taka jest "Wieczna miłość" Bernarda Rose’a - strywializowana, wręcz karykaturalna historia uczucia Beethovena. Identyczny poziom prezentuje "Miłość i wojna" Richarda Attenborough, traktująca o pierwszym uczuciu Ernesta Hemingwaya. Za to z przyjemnością oglada się "Zakochanego Szekspira" Johna Maddena, historię romansu, który stał się ponoć natchnieniem do napisania "Romea i Julii". O sukcesie filmu przesądzają oryginalność fabuły i lekkość narracji. I choć daleko mu do arcydzieła, a próba objaśnienia geniuszu Szekspira nie została podjęta, obraz wyróżnia się bezpretensjonalnością.
W przeciwieństwie do skandalizujących artystycznych biografii życiorysy pisane po bożemu programowo unikają wszelkich kontrowersji i w sam raz nadają się na lekturę gimnazjalisty. Porządnie zrealizowane, wyczyszczone z dwuznaczności, potrafią zanudzić na śmierć. Wieje nudą z filmu Rogera Planchona o Henrim deToulouse-Lautrecu, podczas gdy barwnym życiorysem malarza obdzielić by można kilku twórców. Po obejrzeniu filmu Carlosa Saury "Goya" przychodzi na myśl jedno słowo: poprawność. W wypadku artystycznej biografii nie jest to komplement.
Nudne życie geniuszy
W Hollywood wśród producentów jak ognia unikających filmów o tytanach literatury popularny jest dowcip: Reżyser chce nakręcić film o wybitnym pisarzu. Producent studiuje scenariusz, wykazując w trakcie lektury coraz większe zniecierpliwienie. Wreszcie mówi: "Przecież przez sto stron on tylko siedzi i pisze książkę. Pisze albo rozmyśla. Widz umrze z nudów". Na to reżyser z oburzeniem: "Ale niemal w każdym ujęciu jest to inna książka!". Scenariusze, które miały dać początek biograficznym opowieściom o Tomaszu Mannie czy Franzu Kafce, wyglądały jak ten z dowcipu. "Życie geniuszy bywa nudne. Aby widz zechciał je zobaczyć, trzeba je uatrakcyjnić" - napisał Milos Forman. Obowiązuje jednak pewna zasada: zasada prawdopodobieństwa, prawdziwego zmyślenia. Osiem Oscarów dla "Amadeusza" dowodzi słuszności teorii Formana. Jedna z najlepszych scen filmu, w której Mozart dyktuje w natchnieniu skręcającemu się z zawiści Salieriemu "Requiem", nie zdarzyła się naprawdę. Ale przecież... mogła.
Artysta - kolega po fachu
Stara prawda, że nikt nie rozumie artysty równie dobrze jak artysta, sprawdza się i w wypadku kina. Potwierdzają ją dobre biografie nakręcone przez "kolegów po fachu". Jeden z najciekawszych tytułów z tej listy, "Wszystkie poranki świata" Alaina Corneau (opowieść o wirtuozach violi da gamba Sainte Colombe i Marinie Marais), powstał dzięki powieści Pascala Quignarda, przewodniczącego Festiwalu Muzyki Barokowej w Wersalu. W wielu scenach przemawia wyłącznie muzyka. Na planie, w nieruchomym kadrze, króluje wtedy viola da gamba. Tylko muzyk mógł nadać jej rangę bohatera.
"Basquiata", historię życia nowojorskiego malarza, na podstawie scenariusza Lecha Majewskiego wyreżyserował Julian Schnabel, inny nowojorski malarz. Schnabel opowiada o Basquiacie jak o koledze - snuje refleksje nad jego życiem i miejscem artysty w kulturze. Z życiorysu tego malarza łatwo uczynić skandalizujący manifest wyzwolonego artysty, ale Schnabel uniknął tej pułapki. Widać, że dzieło nakręcił malarz - obraz mówi więcej niż słowa.
Na polskim gruncie też powstał film potwierdzający tę teorię. Reżyser "Wojaczka" (także poeta) Lech Majewski po "Basquiacie" sięgnął po scenariusz młodszego o ćwierć wieku poety Macieja Meleckiego. Wojaczka zagrał inny poeta, Krzysztof Siwczyk. Powstał obraz niezwykły, pełen nostalgii, utrzymany w klimacie lat 60. Nie msza ku czci, lecz przejmujący portret nadwrażliwca, barwnego ptaka na tle szarzyzny epoki Gomułki. Nie jest to dzieło dla biografów Wojaczka, ale esej o poecie i jego potrzebie wolności. Przykład kina realizującego Formanowski postulat prawdziwego zmyślenia.
z Paramountem o prawa do ekranizacji historii miłości Salvadora Dalego i Gali. Pierwsza wytwórnia planuje true story, która prócz sekretów z życia pary zawierać ma sporą dawkę informacji o twórczości malarza. Paramount zaś pracuje nad uzyskaniem od spadkobierców Dalego zgody na ujawnienie pikantnych szczegółów z jego życia. Nietrudno przewidzieć, że producenci sypną gotówką raczej na drugi projekt - brak dyskrecji najbliższych to nie byle jaki atut w wypadku artystycznych biografii. Hollywood przygotowuje się również do kolejnej opowieści o Erneście Hemingwayu, zapowiada też historię małżeństwa z Zeldą Francisa Scotta Fitzgeralda. Z kolei Anglicy planują kostiumową opowieść o Christopherze Marlowe, lansującą tezę, że przypisywanie mu autorstwa dzieł Szekspira to słuszne rozumowanie.
W polskich kinach biograficzny rarytas pojawi się już niebawem - jesienią na ekrany wejdzie "Pragnienie miłości", wyreżyserowana przez Jerzego Antczaka historia związku Fryderyka Chopina i George Sand. Ciekawie zapowiada się też biograficzny obraz, do którego przymierza się Krzysztof Krauze, twórca "Długu". Jego bohaterem będzie malarz prymitywista Nikifor.
U poety cztery żony
Ed Harris latami namawiał reżyserów na film o amerykańskim abstrakcjoniście Jacksonie Pollocku. W końcu zaczął prowokować los. Rozpoczął od wystawy własnych prac utrzymanych w klimacie twórczości mistrza. Na jej otwarciu dał popis aktorstwa godny złotej statuetki - recytował poglądy na sztukę i życie Pollocka, popisywał się znajomością techniki drip. Show się opłacił. Pojawili się chętni do zainwestowania w opowieść o malarzu. Reżyserii Harris podjął się sam, nie rezygnując z głównej roli. To za nią otrzymał w 2001 r. kolejną nominację do Oscara. Nie poprzestał na epatowaniu pokręconą psychiką artysty. Sceny pokazujące malarza w trakcie pracy zrealizował po mistrzowsku.
"Ja chciałbym być poetą, bo u poety cztery żony, z każdą dawno rozwiedziony" - pisał przed laty Andrzej Bursa, wytykając profanom uproszczony wizerunek artystycznej bohemy. Kino również poszło na skróty. Skręciło w stronę ekscesów obyczajowych, odpuszczając sobie penetrowanie duchowych rozterek twórców. Grzech zaniechania stał się przyczyną klęski takich mistrzów, jak James Ivory czy Agnieszka Holland. Idąc tropem pikantnych szczegółów z życia artystów, zepchnęli na margines ich dokonania. "Całkowite zaćmienie" Holland - historia homoseksualnego związku Rimbauda i Verlaine’a - to niestrawna opowieść o parze potworów. Di Caprio jako Rimbaud błaznuje, skacząc po stołach lub sikając na kolegów. Ani śladu uniesień, które stały się potem pretekstem do napisania wspaniałych wierszy. Holland zapowiadała film o ludziach, którzy niszczą się nawzajem, ale przepełnieni są miłością. Jej bohaterowie spełniają ledwie pierwszy warunek. Niewypałem okazała się też inna artystyczna biografia z modnym wątkiem gejowskim na pierwszym planie - "Szkic do portretu Francisa Bacona" Johna Maybury’ego. Ograniczyła się do epatowania sadomasochizmem ekscentrycznego malarza. James Ivory rozczarował filmem "Picasso - twórca i niszczyciel" z Anthonym Hopkinsem w roli głównej. Jego Picasso to łajdak. Dzieła mistrza nie goszczą wcale na ekranie, nie widzimy też śladu mąk twórczych. Męczą się za to jego żony i kochanki, a Hopkins robi wszystko, byśmy uznali, że Hannibal z "Milczenia owiec" to łagodny baranek w porównaniu z Picassem.
Zakochany geniusz
Film Ivory’ego wpisuje się w kolejną chętnie eksploatowaną konwencję artystycznych biografii, ujawniającą największe miłości geniusza. Oglądamy więc mistrzów pióra, pędzla etc. w pozach z harlequina. Taka jest "Wieczna miłość" Bernarda Rose’a - strywializowana, wręcz karykaturalna historia uczucia Beethovena. Identyczny poziom prezentuje "Miłość i wojna" Richarda Attenborough, traktująca o pierwszym uczuciu Ernesta Hemingwaya. Za to z przyjemnością oglada się "Zakochanego Szekspira" Johna Maddena, historię romansu, który stał się ponoć natchnieniem do napisania "Romea i Julii". O sukcesie filmu przesądzają oryginalność fabuły i lekkość narracji. I choć daleko mu do arcydzieła, a próba objaśnienia geniuszu Szekspira nie została podjęta, obraz wyróżnia się bezpretensjonalnością.
W przeciwieństwie do skandalizujących artystycznych biografii życiorysy pisane po bożemu programowo unikają wszelkich kontrowersji i w sam raz nadają się na lekturę gimnazjalisty. Porządnie zrealizowane, wyczyszczone z dwuznaczności, potrafią zanudzić na śmierć. Wieje nudą z filmu Rogera Planchona o Henrim deToulouse-Lautrecu, podczas gdy barwnym życiorysem malarza obdzielić by można kilku twórców. Po obejrzeniu filmu Carlosa Saury "Goya" przychodzi na myśl jedno słowo: poprawność. W wypadku artystycznej biografii nie jest to komplement.
Nudne życie geniuszy
W Hollywood wśród producentów jak ognia unikających filmów o tytanach literatury popularny jest dowcip: Reżyser chce nakręcić film o wybitnym pisarzu. Producent studiuje scenariusz, wykazując w trakcie lektury coraz większe zniecierpliwienie. Wreszcie mówi: "Przecież przez sto stron on tylko siedzi i pisze książkę. Pisze albo rozmyśla. Widz umrze z nudów". Na to reżyser z oburzeniem: "Ale niemal w każdym ujęciu jest to inna książka!". Scenariusze, które miały dać początek biograficznym opowieściom o Tomaszu Mannie czy Franzu Kafce, wyglądały jak ten z dowcipu. "Życie geniuszy bywa nudne. Aby widz zechciał je zobaczyć, trzeba je uatrakcyjnić" - napisał Milos Forman. Obowiązuje jednak pewna zasada: zasada prawdopodobieństwa, prawdziwego zmyślenia. Osiem Oscarów dla "Amadeusza" dowodzi słuszności teorii Formana. Jedna z najlepszych scen filmu, w której Mozart dyktuje w natchnieniu skręcającemu się z zawiści Salieriemu "Requiem", nie zdarzyła się naprawdę. Ale przecież... mogła.
Artysta - kolega po fachu
Stara prawda, że nikt nie rozumie artysty równie dobrze jak artysta, sprawdza się i w wypadku kina. Potwierdzają ją dobre biografie nakręcone przez "kolegów po fachu". Jeden z najciekawszych tytułów z tej listy, "Wszystkie poranki świata" Alaina Corneau (opowieść o wirtuozach violi da gamba Sainte Colombe i Marinie Marais), powstał dzięki powieści Pascala Quignarda, przewodniczącego Festiwalu Muzyki Barokowej w Wersalu. W wielu scenach przemawia wyłącznie muzyka. Na planie, w nieruchomym kadrze, króluje wtedy viola da gamba. Tylko muzyk mógł nadać jej rangę bohatera.
"Basquiata", historię życia nowojorskiego malarza, na podstawie scenariusza Lecha Majewskiego wyreżyserował Julian Schnabel, inny nowojorski malarz. Schnabel opowiada o Basquiacie jak o koledze - snuje refleksje nad jego życiem i miejscem artysty w kulturze. Z życiorysu tego malarza łatwo uczynić skandalizujący manifest wyzwolonego artysty, ale Schnabel uniknął tej pułapki. Widać, że dzieło nakręcił malarz - obraz mówi więcej niż słowa.
Na polskim gruncie też powstał film potwierdzający tę teorię. Reżyser "Wojaczka" (także poeta) Lech Majewski po "Basquiacie" sięgnął po scenariusz młodszego o ćwierć wieku poety Macieja Meleckiego. Wojaczka zagrał inny poeta, Krzysztof Siwczyk. Powstał obraz niezwykły, pełen nostalgii, utrzymany w klimacie lat 60. Nie msza ku czci, lecz przejmujący portret nadwrażliwca, barwnego ptaka na tle szarzyzny epoki Gomułki. Nie jest to dzieło dla biografów Wojaczka, ale esej o poecie i jego potrzebie wolności. Przykład kina realizującego Formanowski postulat prawdziwego zmyślenia.
Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.