Lęk naszych polityków przed ujawnianiem majątku powinniśmy zrozumieć, bo widocznie jest o co się lękać
1 Mój czcigodny senator Krzysztof Piesiewicz, zastanawiając się nad tym, czy ujawnić dochody parlamentarzystów, radził wziąć pod uwagę dobro narodu, a nie interes wyborców. "Ja nie będę swojego stosunku do ustaw kształtował poprzez to, co mówi się na ulicy albo w maglu", a dobrem publicznym jest możliwość ustalenia, czy majątek przyrósł w trakcie pełnienia funkcji publicznych. Jeśli dobrze te słowa zapisała "Gazeta Wyborcza" (stenogramu w Internecie jeszcze nie było), senator Piesiewicz podtrzymał w ten sposób konstytucyjną zasadę mandatu wolnego. Dlaczego jednak w interesie publicznym byłoby podawanie do wiadomości, co poseł lub senator ocenia jako przyrost majątku, a nie informacji wyjściowej, która pozwoliłaby podejrzliwej publiczności sprawdzić, czy przyrost (albo ubytek) nastąpił? Jest w interesie publicznym, by poseł nie wzbogacał się, wykorzystując do tego swoje stanowisko i posiadane dzięki temu informacje; po drugie zaś, aby publiczność nie mogła go podejrzewać o nieuczciwe wzbogacenie się. Właśnie dlatego, że poseł jest wybrany przez wyborców, by ustalać niezależnie od ich woli to, co jest dobre dla kraju, wyborcy muszą mieć możliwość kontrolowania, czy ich przedstawiciel w swym postępowaniu rzeczywiście kieruje się dobrem publicznym, a nie interesem prywatnym. Im więcej niezależności od wyborców, tym więcej odpowiedzialności przed wyborcami.
2 Już w Sejmie zderzyły się dwa stanowiska. Zwolennicy pełnej jawności życia publicznego uważali, że wszystkie informacje zawarte w oświadczeniu majątkowym powinny być podawane do wiadomości publicznej, przeciwnicy argumentowali, że jawność oświadczeń może narażać parlamentarzystów na poważne niebezpieczeństwo osobiste. Komisje sejmowe proponowały więc kompromis, a mianowicie poufność informacji o mieniu ruchomym, na przykład kolekcjach dzieł sztuki i biżuterii oraz zobowiązaniach pieniężnych. Poseł Dyduch, wypowiadający się w imieniu SLD, mówił na to, że "jako osoby pełniące funkcje publiczne odkrywamy się ze swoim majątkiem przed światem przestępczym". "To nie są żarty - przekonywał - bowiem ten świat jest świetnie zorganizowany, ma bardzo dobry dostęp do informacji w różnych dziedzinach, a my jeszcze mu to ułatwiamy, umożliwiamy". Biorąc pod uwagę, że w przyszłości nieuniknione będzie rozszerzenie (za przykładem parlamentarzystów) jawności majątkowej na setki tysięcy pozostałych funkcjonariuszy publicznych, poda się na tacy "nie tylko polskim przestępcom, ale i zagranicznym całą kastę osób pełniących funkcje publiczne w Polsce". Stąd pomysł lewicy, żeby przekazać wiadomości nie opinii publicznej, lecz urzędom skarbowym.
3 Lęk polityków przed ujawnianiem majątku powinniśmy zrozumieć, bo widocznie jest o co się lękać - to nie te czasy, kiedy marszałek Piłsudski deklarował, że posiada tylko srebrny zegarek i trochę złotych monet. Po pierwsze, bezpieczeństwo osobiste "kasty" parlamentarzystów niekoniecznie jest dobrem ważniejszym od jawności ich majątku. Zresztą zabija się ludzi nawet dla stu złotych, a więc niebezpieczeństwo niekoniecznie jest związane z wielkością majątku. Po drugie, bezpieczeństwo publiczne jest jednym z zadań państwa, a więc parlamentarzyści powinni się bardziej przykładać do jego poprawy, zamiast kapitulować przed przestępcami i dawać zły przykład (jeśli oni się boją, to co dopiero grozi nam, maluczkim). Po trzecie, może to i sprawiedliwe, że zagrożenie będzie większe dla tych, którzy więcej mają i są odpowiedzialni za stan bezpieczeństwa. Po czwarte, parlamentarzyści nagle objawili dziwne przekonanie, że w urzędach skarbowych ich dane będą bezpieczne. To przekonanie jest dlatego dziwne, że wspomniany poseł Dyduch mówił, iż kontrola urzędów będzie skuteczna, choć "dziś niejedna informacja (...) z urzędów skarbowych, z innych instytucji państwowych wydostaje się dość swobodnie, bo wiadomo, że tam nie wszyscy są zwolennikami rządzących i odwrotnie". Idąc tropem myśli posła Dyducha, można by powiedzieć, że zagrożenia nie ma, boć niejeden polityk, jak o tym czytamy, ma już i tak kontakty ze... światem przestępczym. A może ma rację występujący w imieniu UW poseł Jerzy Stanisław Madej, gdy twierdzi: wiara w to, iż "wprowadzenie zasady jawności oświadczeń majątkowych spowoduje, że wszystko się zmieni (...) to jest to, co się nazywa po rosyjsku wishful thinking, czyli pobożne życzenia to są, a nie rzeczywistość". Jeśli jednak znaczy to, że parlamentarzyści i tak będą kłamać, to naprawdę ujawnienie tego, co mówią, jest jedynym sposobem, żeby zacząć sprawdzać ich prawdomówność.
4 A co mówią w parlamencie, czyli nie u nas w maglu czy na ulicy? Dlaczego poseł UW twierdzi, że wishful thinking to jest po rosyjsku? Dlaczego Klub Parlamentarny Unii Wolności, w którego imieniu występuje poseł Madej, ma odczucia, "które - jak mówi poseł - w języku rosyjskim można by nazwać ambiwalentnymi"? Po jakiemu, jak i co mówi się w parlamencie? Poseł Mirosław Styczeń: "Jesteście za jawnością?". Poseł Madej: "Jesteśmy za jawnością, ale z konsekwencjami, a nie bez konsekwencji". Poseł Bogdan Pęk: "Popieracie czy nie?" Poseł Madej: "Nie bez konsekwencji...". Poseł Pęk: "To poprawkę złóż (...)". Poseł Madej: "W związku z tym Unia Wolności będzie głosować w zależności od tego, jakie poprawki zostaną zgłoszone w dzisiejszej debacie". Poseł Styczeń: "A jak będziecie głosować?" ("Wiemy już, że przeciwko"). Poseł Madej: "To jest oczywiście zwyczaj w tej kadencji, że się tyka, natomiast w cywilizowanych parlamentach nie mówi się panie pośle, tylko mówi się do spikera i do wysokiej izby, a o pośle mówi się mój czcigodny albo mój szanowny przedmówca". Poseł Styczeń: "Przeprosiłem pana". Głos z sali: "Wszyscy się tykają". Swoją drogą, tykał poseł Pęk, a nie poseł Styczeń, ale przeprasza ten ostatni. Dziwne ożywienie - aż przypomina się zmęczony poseł Jan Maria Jackowski czy wicemarszałek Franciszek Stefaniuk. Senator Mazurkiewicz z AWS złożył poprawkę: "Byłym posłom i byłym senatorom przysługuje dożywotnio honorowy tytuł posła honorowego, senatora honorowego". Nawet jeśli czcigodni honor stracili. Przecież dwudziestu senatorów poparło tę poprawkę. W maglu przynajmniej trzeba być trzeźwym - z uwagi na palce.
5 Zaiste, czcigodny senatorze Piesiewicz, poseł czy senator reprezentuje naród, lecz naród to nie tylko parlament, ale także magiel. Na szczęście.
2 Już w Sejmie zderzyły się dwa stanowiska. Zwolennicy pełnej jawności życia publicznego uważali, że wszystkie informacje zawarte w oświadczeniu majątkowym powinny być podawane do wiadomości publicznej, przeciwnicy argumentowali, że jawność oświadczeń może narażać parlamentarzystów na poważne niebezpieczeństwo osobiste. Komisje sejmowe proponowały więc kompromis, a mianowicie poufność informacji o mieniu ruchomym, na przykład kolekcjach dzieł sztuki i biżuterii oraz zobowiązaniach pieniężnych. Poseł Dyduch, wypowiadający się w imieniu SLD, mówił na to, że "jako osoby pełniące funkcje publiczne odkrywamy się ze swoim majątkiem przed światem przestępczym". "To nie są żarty - przekonywał - bowiem ten świat jest świetnie zorganizowany, ma bardzo dobry dostęp do informacji w różnych dziedzinach, a my jeszcze mu to ułatwiamy, umożliwiamy". Biorąc pod uwagę, że w przyszłości nieuniknione będzie rozszerzenie (za przykładem parlamentarzystów) jawności majątkowej na setki tysięcy pozostałych funkcjonariuszy publicznych, poda się na tacy "nie tylko polskim przestępcom, ale i zagranicznym całą kastę osób pełniących funkcje publiczne w Polsce". Stąd pomysł lewicy, żeby przekazać wiadomości nie opinii publicznej, lecz urzędom skarbowym.
3 Lęk polityków przed ujawnianiem majątku powinniśmy zrozumieć, bo widocznie jest o co się lękać - to nie te czasy, kiedy marszałek Piłsudski deklarował, że posiada tylko srebrny zegarek i trochę złotych monet. Po pierwsze, bezpieczeństwo osobiste "kasty" parlamentarzystów niekoniecznie jest dobrem ważniejszym od jawności ich majątku. Zresztą zabija się ludzi nawet dla stu złotych, a więc niebezpieczeństwo niekoniecznie jest związane z wielkością majątku. Po drugie, bezpieczeństwo publiczne jest jednym z zadań państwa, a więc parlamentarzyści powinni się bardziej przykładać do jego poprawy, zamiast kapitulować przed przestępcami i dawać zły przykład (jeśli oni się boją, to co dopiero grozi nam, maluczkim). Po trzecie, może to i sprawiedliwe, że zagrożenie będzie większe dla tych, którzy więcej mają i są odpowiedzialni za stan bezpieczeństwa. Po czwarte, parlamentarzyści nagle objawili dziwne przekonanie, że w urzędach skarbowych ich dane będą bezpieczne. To przekonanie jest dlatego dziwne, że wspomniany poseł Dyduch mówił, iż kontrola urzędów będzie skuteczna, choć "dziś niejedna informacja (...) z urzędów skarbowych, z innych instytucji państwowych wydostaje się dość swobodnie, bo wiadomo, że tam nie wszyscy są zwolennikami rządzących i odwrotnie". Idąc tropem myśli posła Dyducha, można by powiedzieć, że zagrożenia nie ma, boć niejeden polityk, jak o tym czytamy, ma już i tak kontakty ze... światem przestępczym. A może ma rację występujący w imieniu UW poseł Jerzy Stanisław Madej, gdy twierdzi: wiara w to, iż "wprowadzenie zasady jawności oświadczeń majątkowych spowoduje, że wszystko się zmieni (...) to jest to, co się nazywa po rosyjsku wishful thinking, czyli pobożne życzenia to są, a nie rzeczywistość". Jeśli jednak znaczy to, że parlamentarzyści i tak będą kłamać, to naprawdę ujawnienie tego, co mówią, jest jedynym sposobem, żeby zacząć sprawdzać ich prawdomówność.
4 A co mówią w parlamencie, czyli nie u nas w maglu czy na ulicy? Dlaczego poseł UW twierdzi, że wishful thinking to jest po rosyjsku? Dlaczego Klub Parlamentarny Unii Wolności, w którego imieniu występuje poseł Madej, ma odczucia, "które - jak mówi poseł - w języku rosyjskim można by nazwać ambiwalentnymi"? Po jakiemu, jak i co mówi się w parlamencie? Poseł Mirosław Styczeń: "Jesteście za jawnością?". Poseł Madej: "Jesteśmy za jawnością, ale z konsekwencjami, a nie bez konsekwencji". Poseł Bogdan Pęk: "Popieracie czy nie?" Poseł Madej: "Nie bez konsekwencji...". Poseł Pęk: "To poprawkę złóż (...)". Poseł Madej: "W związku z tym Unia Wolności będzie głosować w zależności od tego, jakie poprawki zostaną zgłoszone w dzisiejszej debacie". Poseł Styczeń: "A jak będziecie głosować?" ("Wiemy już, że przeciwko"). Poseł Madej: "To jest oczywiście zwyczaj w tej kadencji, że się tyka, natomiast w cywilizowanych parlamentach nie mówi się panie pośle, tylko mówi się do spikera i do wysokiej izby, a o pośle mówi się mój czcigodny albo mój szanowny przedmówca". Poseł Styczeń: "Przeprosiłem pana". Głos z sali: "Wszyscy się tykają". Swoją drogą, tykał poseł Pęk, a nie poseł Styczeń, ale przeprasza ten ostatni. Dziwne ożywienie - aż przypomina się zmęczony poseł Jan Maria Jackowski czy wicemarszałek Franciszek Stefaniuk. Senator Mazurkiewicz z AWS złożył poprawkę: "Byłym posłom i byłym senatorom przysługuje dożywotnio honorowy tytuł posła honorowego, senatora honorowego". Nawet jeśli czcigodni honor stracili. Przecież dwudziestu senatorów poparło tę poprawkę. W maglu przynajmniej trzeba być trzeźwym - z uwagi na palce.
5 Zaiste, czcigodny senatorze Piesiewicz, poseł czy senator reprezentuje naród, lecz naród to nie tylko parlament, ale także magiel. Na szczęście.
Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.