Karę pięciu lat pozbawienia wolności sąd wymierzył Mariuszowi Ciesielskiemu, oskarżonemu o dostarczenie napastnikom broni. Wobec pięciu osób oskarżonych o utrudnianie postępowania przygotowawczego sąd orzekł kary pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywny.
Gąskę, który według prokuratury strzelał w kierunku samochodu konwoju, sąd skazał m.in. za usiłowanie zabójstwa. Według sądu, gdyby nie specjalny rodzaj szyby w aucie ochrony, doszłoby do postrzelenia konwojenta.
W uzasadnieniu wyroku przewodniczący składu orzekającego Marcin Chałoński powiedział, że ta sprawa jak mało która dowodzi, iż nie ma zbrodni doskonałej. Sąd uznał, że plan przestępstwa był dość dobrze przygotowany, napad był "nagrany" z kimś z konwoju, ale nie powiódł się, gdyż w ostatniej chwili dokonano zmiany jednego z konwojentów. Według Chałońskiego, trzej główni oskarżeni działali z niskich pobudek.
Wyrok nie jest prawomocny. Sąd zezwolił na publikację danych osobowych oskarżonych.
Do nieudanego napadu na konwój bankowy doszło w Połańcu w czerwcu 2005 roku. Przewożący pieniądze samochód firmy ochroniarskiej został zaatakowany przez zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn, gdy auto zbliżało się do śluzy bankowej. Jeden z napastników strzelił w kierunku samochodu. Wtedy jeden z ochroniarzy posłał w stronę napastników serię z pistoletu maszynowego. Kierowca konwoju wyjechał spod banku. Nikomu z ochroniarzy ani osób postronnych nic się nie stało, ranny został natomiast jeden z napastników. Wkrótce policja ujęła dwóch podejrzanych na posesji należącej do jednego z nich.
Według ustaleń śledztwa, w napadzie uczestniczyło czterech mężczyzn: oskarżeni Gąska i Szyba oraz nadal poszukiwani, prawdopodobnie przebywający za granicą, Cezary T. i Paweł K. Mężczyźni znali się z siłowni i z pracy w ochronie. Tylko Szyba nie był ochroniarzem - pracował jako pielęgniarz w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Morawicy. Był wcześniej karany za pobicie. Pozostali oskarżeni nie byli karani.
Gąska w trakcie napadu został ranny w głowę i brzuch. Gdyby nie to, że jeszcze tego samego dnia zatrzymali go policjanci, zmarłby z powodu wykrwawienia. Oskarżony przyznał przed sądem, że uczestniczył w napadzie, ale nie przyznał się do usiłowania zabójstwa. Zaprzeczył, jakoby strzelał. Oznajmił, że miał atrapę broni bez magazynka i nie zamierzał z niej strzelać. Oskarżony wyjaśnił, że napad zorganizowali Cezary T. i Paweł K., których zna z siłowni i pracy w ochronie dyskotek i meczy. Według niego, mężczyźni byli w zmowie z jednym z konwojentów, a napad miał być "ustawiony" i przebiec bez użycia broni. Szyba nie przyznał się do udziału w napadzie.
Prokurator Sławomir Mielniczuk po wyroku poinformował dziennikarzy, że część materiału dowodowego wskazuje na tezę, że któryś z konwojentów mógł być zamieszany w sprawę napadu, ale nie udało się wskazać na konkretną osobęab, pap