Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Nietrzeźwi są sprawcami co dziesiątego wypadku drogowego w Polsce. I wiele się w tej materii – mimo upływu lat – nie zmienia.
Andrzej Markowski: To prawda, od początku lat 90. to pewna stała statystyczna, z tego połowa to wypadki spowodowane przez kierujących. Reszta to z reguły piesi, też „zalkoholizowani”. Uważa się Polaków za naród, który nie wylewa za kołnierz, natomiast jeśli chodzi o kierowców – to prawdziwa klęska.
Jak wypadamy na tle Europy?
To zależy, co bierzemy pod uwagę. Są kraje, w których restrykcyjnie podchodzi się do pijanych kierowców. W państwach dawnego bloku wschodniego – np. Rosji, Bułgarii, Białorusi nie ma tolerancji dla osób prowadzących pojazd pod wpływem procentów. Tyle mówią przepisy, w praktyce wielu kierowców próbując uniknąć kary, „ratuje się” łapówkami. W Polsce, Słowacji czy Węgrzech – dozwolona jest jazda do 0,2 promila we krwi. Natomiast na przykład we Francji, Włoszech, Niemczech – 0,5 promila, a w Wielkiej Brytanii – poziom dopuszczalny to 0,8 promila. To pokazuje, że brakuje konsekwencji w traktowaniu zaburzonego zachowania w ruchu drogowym.
Czy kierowca, który ma pół promila alkoholu rzeczywiście nie stanowi zagrożenia na drodze?
Problem zaczyna się powyżej tej granicy, ma kłopoty z rozpoznawaniem sytuacji, jest nadpobudliwy, ma zaburzoną ostrość widzenia i ocenę odległości.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.