Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: Będzie pan „bohaterem” sejmowej komisji śledczej, do której powołania wzywa Donald Tusk?
Krzysztof Tchórzewski: Szkoda, że rozpoczynamy rozmowę od tego, że odwołuje się Pani do bezpodstawnych manipulacji Donalda Tuska. Chodzi mu wyłącznie o odwrócenie uwagi od kwestii komisji śledczej ds. zbadania handlu walutami przez niego od 2014 r.
Widzę, że niespecjalnie się pan przejmuje zamieszaniem wokół pana osoby. I co ma pan na myśli, mówiąc o handlu walutą przez Donalda Tuska?
Przecież to jasne. W latach 2014-2019 był przewodniczącym Rady Europejskiej, gdzie zarabiał ok. 20 tysięcy euro miesięcznie, prawie przez 5 lat. Potem do 2022 r. przewodniczył Europejskiej Partii Ludowej z dochodami 7 tysięcy euro miesięcznie. Teraz pobiera specjalną emeryturę – 5 tysięcy euro miesięcznie. Te ogromne kwoty musiał wymieniać na złotówki. Pytania w tej kwestii są bardzo ważne, bo mówimy tu o kwocie ponad 1,5 miliona euro, czyli – po dzisiejszym kursie – ponad 7 milionów złotych. W Polsce musiał wydawać złotówki, a więc kiedy dokonywał transakcji walutowych?
Czy wykorzystywał w tym procederze informacje poufne, do jakich miał dostęp jako szef Rady Europejskiej? Czy kontaktował się przed sprzedażą euro z Prezesem Europejskiego Banku Centralnego, aby jak najkorzystniej sprzedać swoją walutę?
To istotne pytania, które mogą nam dać odpowiedź na pytanie: kim tak naprawdę jest Donald Tusk oraz kto, za co i dlaczego umożliwił mu tak olbrzymie wprost dochody? Czy ktoś uwierzy, że za darmo? Wielu Polaków ciężko pracuje za ok. 600 euro miesięcznie.
Wróćmy jednak do początku naszej rozmowy. Obawia się pan powołania komisji śledczej ws. afery podsłuchowej?
Niczego się nie obawiam. Zawsze robiłem to, co do mnie należało, jestem solidnym człowiekiem. Od siedmiu kadencji jestem posłem, więc – jak widać – cieszę się zaufaniem wyborców. Składam oświadczenia majątkowe, które są każdorazowo sprawdzane zgodnie z wymogami prawa. Mimo to co jakiś czas jest sztucznie tworzone wokół mnie zamieszanie. Nic nowego. Robią to, w moim przekonaniu, ludzie którzy ulegają wpływom wywiadu rosyjskiego. Służby rosyjskie nie są zachwycone wypowiedzeniem kontraktu gazowego, co udało mi się osiągnąć wraz z ówczesnym prezesem PGNiG Piotrem Woźniakiem.
Ubolewam, że część posłów opozycji beztrosko służy interesom Putina, powtarzając w swoim imieniu te szkodliwe kłamstwa.
Lider PO uważa, że tylko komisja śledcza mogłaby wyjaśnić, na czym polega wpływ rosyjskich służb na politykę energetyczną PiS.
Być może taki wpływ miał miejsce w czasie rządów PO-PSL. Ja doprowadziłem do usunięcia agentów rosyjskich z Ministerstwa Energii. Ich agent został publicznie i w kajdankach wyprowadzony z resortu. W czasie, gdy byłem ministrem, Rosja nie miała żadnego wpływu na politykę energetyczną PiS. Realizowaliśmy własną, polską politykę.
W 2015 roku, gdy wszedłem do rządu, było zatrzymanych sześć budów węglowych bloków energetycznych – w Kozienicach, Jaworznie, Turowie, Ostrołęce oraz dwóch w Opolu. Po analizie sytuacji energetycznej Polski z wielkim trudem i niepewnością zdecydowałem o tym, że będziemy kontynuowali te inwestycje. Ich wcześniejsze rozpoczęcie kosztowało 3 mld złotych, nie chciałem, aby te pieniądze się zmarnowały. Gdyby ich nie wybudowano, dziś mielibyśmy przerwy w zasilaniu i co kilka godzin rotacyjne wyłączenia prądu. Nadmieniam, że uzgodniłem to z Komisją Europejską, która dodatkowo notyfikowała mi tzw. rynek mocy, czyli pomoc publiczną dla elektrowni węglowych, będących rezerwą dla energetyki odnawialnej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.