W niedzielę posłowie i radni Platformy rozdawali pismo mieszkańcom Warszawy na Placu Zamkowym. Akcję, zatytułowaną "Błękitny tydzień", przeprowadzono także m.in. we Wrocławiu, Gdańsku i na sopockim deptaku. Nakład pisma wyniósł pół miliona egzemplarzy.
Sławomir Nowak (PO) zapowiedział w Gdańsku, że jest to "początek letniej aktywności PO". "Akcja ma ułatwić dotarcie do tych obywateli, którzy ze względu na cenzurę w telewizji publicznej, nie mogli obejrzeć spotu Platformy Obywatelskiej, jak dokonuje się dzisiaj wielki skok na kasę w wykonaniu działaczy PiS. O tym jak na naszych oczach fiasko poniosła idea solidarnego państwa, które bracia Kaczyńscy obiecywali" - powiedział.
Również Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) i Andrzej Halicki (PO) mówili w Warszawie, że akcja związana jest z tym, że PO nie ma możliwości przedstawiania swoich informacji w telewizji publicznej. Według Kidawy-Błońskiej, w telewizji publicznej panuje cenzura.
Sekretarz generalny partii Grzegorz Schetyna zapowiedział we Wrocławiu, że choć akcja nazywa się "Błękitny tydzień", to nie zakończy się po tygodniu, lecz będzie trwała przez cały lipiec i sierpień. "Chcemy pokazać jak bardzo obietnice wyborcze PiS-u różnią się od rzeczywistości i że PiS nie zrealizował swoich zapowiedzi z kampanii wyborczej" - mówił sekretarz generalny PO.
"Działaliśmy i nadal chcemy działać z klasą. Jesteśmy opozycją klasyczną. Chcemy pokazywać błędy i zaniechania PiS-u. A w okresie wakacyjnym trzeba działać nieco inaczej" - powiedział.
Schetyna dodał, że pierwszy raz w historii wolnej Polski PO spotkała się z czymś takim, że reklamówka partii, w której "została opisana rzeczywistość" nie została wyemitowana. "To jest efekt pewnego rodzaju cenzury. Pewnego rodzaju zatrzymania dostępu do mediów, więc wychodzimy na ulicę, żeby ludziom o tym opowiedzieć" - powiedział.
Wrocławianie chętnie brali biuletyn partyjny i niemal natychmiast brali się za przejrzenie go. Sceptycy komentowali, że jak PO dojdzie do władzy będzie się zachowywać jak wszyscy rządzący. Zwolennicy gratulowali pomysłu.
W swoim spocie Platforma zestawiła zarobki ludzi PiS - prezesa zarządu Stoczni Gdańskiej Andrzeja Jaworskiego (31 tys. zł) i prezesa zarządu KGHM Krzysztofa Skóry (55 tys. zł) z zarobkami: lekarza po 13 latach pracy, zarabiającego 1840 zł i nauczycielki z 28-letnim stażem i 1618 zł pensji.
Zza kadru, na tle zdjęć m.in. z powołania do rządu Andrzeja Leppera słychać: "PiS obiecywał solidarne państwo i opiekę nad słabszymi, a zadbał tylko o własny interes". Na ekranie pojawia się czerwony napis "Oszukali".
PiS przygotowało odpowiedź na ten spot. Pod hasłem "kampania przeciw obłudzie" PiS wytknęło szefowi PO Donaldowi Tuskowi, że w 2005 roku sam zarabiał 23 tys. zł miesięcznie.
ab, pap