Informacje o zamachu terrorystycznym w Turcji utonęły w powodzi doniesień o odbiciu Chersonia z rąk Rosjan. Śmierć sześciu przechodniów, zabitych na zatłoczonej ulicy w centrum Stambułu potraktowano jako mało ważny incydent, typowy dla targanych terroryzmem krajów Bliskiego Wschodu. Jest on jednak ściśle związany z wojną na Ukrainie i konfrontacją Rosji z NATO, którego ważnym członkiem jest Turcja.
Wiele wskazuje na to, że Moskwa użyła swoich wpływów na Bliskim Wschodzie, żeby nakłonić bojowników kurdyjskich z PKK do dokonania zamachu, mogącego mieć poważne konsekwencje dla jedności Sojuszu.
Władze tureckie grożą bowiem wstrzymaniem ratyfikacji przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii, oskarżając te kraje o udzielanie schronienia działaczom kurdyjskim, walczącym z rządem Turcji. Skandynawskie rządy trudno oskarżać o wspieranie kurdyjskiego terroryzmu. Realizują one jedynie swoją tradycyjną politykę otwartych drzwi dla uciekinierów z Bliskiego Wschodu, z której korzystają także działacze PKK. Za to wsparcia wojskowego użycza im ostatnio bardzo chętnie Moskwa, inwestując w ten sposób w dywersję na tyłach ważnego natowskiego państwa, jakim jest Turcja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.