Czym naprawdę zajmują się wojskowe służby specjalne?
Prom ze Zbigniewem Farmusem na pokładzie zbliżał się do wybrzeży Szwecji, gdy zapadła decyzja o aresztowaniu byłego doradcy byłego wiceministra obrony. Akcję zatrzymania promu (najpierw trzeba było cofnąć jednostkę na wody międzynarodowe) i przejęcia Farmusa przeprowadził Urząd Ochrony Państwa. Dlaczego? Funkcjonariusze Wojskowych Służb Informacyjnych obserwowali Farmusa. Widzieli, jak wsiada na prom, po czym zameldowali, że uciekł z kraju. W dodatku nie pamiętali nazwy promu. Taka jest sprawność służby dysponującej 1200 etatami i rocznym budżetem w wysokości prawie 150 mln zł.
Fachowcy, czyli wpadka za wpadką
Mimo że WSI istnieją już dziesięć lat, nie mogą się pochwalić schwytaniem nawet jednego szpiega. Mało tego, czterech agentów obcych służb działało właśnie w WSI (płk S. na rzecz wywiadu amerykańskiego, a pułkownicy P., W. i C. na rzecz ZSRR, a potem Rosji). Płk S. był szefem ataszatów wojskowych, czyli znał całą siatkę naszego wywiadu wojskowego. Płk. P. obserwowano tak nieudolnie, że zorientował się, iż coś się wokół niego dzieje. Zawiadomił o tym brata, oficera żandarmerii z Gdańska, który potwierdził, że P. jest obserwowany. Następnie P. zgłosił się na obserwację do szpitala psychiatrycznego, w związku z czym do dziś nie stanął przed sądem wojskowym. Wszystko to działo się trzy miesiące po wstąpieniu Polski do NATO. Kiedy we Włoszech kilku oficerom jednej ze służb udowodniono kontakty z mafią, została ona rozwiązana. Zatrzymanie czterech agentów obcego wywiadu, wysokich oficerów WSI, nie miało żadnych konsekwencji dla tych służb. Nie sprawdzono nawet, z kim mogli w swoich jednostkach współpracować.
Częstym zajęciem najwyższych oficerów WSI jest zasiadanie w radach nadzorczych (rekordzista - w sześciu) spółek handlujących bronią lub założonych przez te służby albo przez nie kontrolowanych. Mogą dorobić w ten sposób nawet 14-15 tys. zł miesięcznie. Wedle naszych ustaleń, około dwudziestu spółek handlowych działających w Polsce i za granicą to tzw. przykrywki dla działań wywiadu i kontrwywiadu wojskowego (nie podajemy ich nazw, choć nie było trudno to ustalić). Profesjonaliści z WSI są odpowiedzialni za wymknięcie się spod kontroli sprawy FOZZ. Zajmował się nią płk Zenon Klamecki. Nie tylko nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji, ale w 1999 r. awansowano go na zastępcę szefa kontrwywiadu WSI, czyli także dopuszczono do tajemnic NATO. Oznacza to, że w ogóle nie sprawdzono przeszłości Klameckiego (kto odpowiada za przyznanie mu certyfikatu?).
Funkcjonariusze WSI znaleźli się też wśród aresztowanych pracowników Cenreksu i Steo, spółek handlujących bronią. Udowodniono im wysyłanie broni do krajów objętych embargiem ONZ, a także sprzedawanie jej rosyjskiej mafii. Kompromitacją wojskowych służb była także afera w WSK Mielec. Wśród podejrzanych w tej sprawie jest dwóch oficerów WSI. Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych oceniła, że w sprawie WSK Mielec WSI zaniedbały swoje obowiązki. Służby nie chciały się jednak przyznać do błędu. "Do obowiązków WSI nie należy kontrola całego przemysłu zbrojeniowego, ale jedynie realizowanych przez ten przemysł programów MON objętych tajemnicą" - tłumaczył szef WSI gen. Tadeusz Rusak.
Podwójna kontrola, czyli zero kontroli
Formalnie WSI podlegają kontroli dwóch ministrów (obrony i koordynatora służb specjalnych), w rzeczywistości pozostają jednak poza wszelką kontrolą. Jeden z członków Komisji ds. Służb Specjalnych ironicznie twierdzi, że gdyby pewnego dnia WSI rozwiązano, nikt by tego nie zauważył. Co zastanawiające, dotychczas nie uchwalono ustawy, która precyzowałaby kompetencje wojskowych służb. - Należy jak najszybciej zlikwidować WSI, bo w obecnej formie nie mają racji bytu. Brak ustawy sprawia, że służby te działają, opierając się na "prawie powielaczowym". Poza tym stale istnieje konflikt interesów między wywiadem cywilnym i wojskowym - mówi Zbigniew Siemiątkowski, poseł SLD, członek komisji.
Tuż przed ujawnieniem afery wokół Farmusa kierownictwo WSI składało członkom sejmowej speckomisji wyjaśnienia na temat realizacji ustawy o ochronie informacji niejawnych. Dotyczyły one m.in. osób, którym wojskowe służby nie udzieliły certyfikatu. Certyfikat dostępu do tajnych informacji uzyskał natomiast syn Farmusa (w marcu 2001 r.), z którym ten urzędował w jednym gabinecie. Śledztwo w tej sprawie prowadzi wojskowa prokuratura.
Formalnie WSI są jedną z sześciu formacji mających uprawnienia służb specjalnych - obok UOP, Centralnego Biura Śledczego, Straży Granicznej, Generalnego Inspektoratu Celnego i Departamentu Dokumentacji Skarbowej Ministerstwa Finansów. Mogą werbować agentów oraz prowadzić działania operacyjne. Każda z tych struktur działa, opierając się na stosownych ustawach, tylko nie WSI. To sprawia, że wojskowi częściej przeszkadzają innym służbom, niż je wspierają. Tak było na przykład w 1999 r. w sprawie kradzieży rakiet z zakładów zbrojeniowych Mesko w Skarżysku-Kamiennej, gdzie na etacie zatrudniony był płk WSI, specjalista od ochrony zakładów zbrojeniowych. Podczas gdy służby szukały śladów działania obcych wywiadów bądź międzynarodowych grup handlarzy bronią, okazało się, że rakiety ukradły dzieci.
Matecznik PRL
Dla naszych sojuszników z NATO problemem jest przede wszystkim kadra WSI. Prawie trzy czwarte wyższych oficerów stanowią osoby, które szkoliły się w Moskwie wedle standardów GRU. A trzeba pamiętać, że w WSI nie przeprowadzono na początku lat 90. weryfikacji. Oficerowie wyszkoleni na Wschodzie wydają więc certyfikaty dopuszczenia do tajemnic NATO. W wielu źródłach, choćby w "Archiwum Mitrochina", można przeczytać, jak często osoby te - Polacy, Niemcy z NRD, Czesi czy Bułgarzy - były werbowane przez GRU. Potwierdza to aresztowanie wspomnianych już pułkowników WSI - P., W. i C. W amerykańskim opracowaniu na temat służb specjalnych ("The U.S. Intelligence Community", wydanie z 1999 r.) można przeczytać, że w WSI nic się nie zmieniło od czasu upadku komunizmu, a największym problemem tych służb jest pozostawienie oficerów wyszkolonych w Moskwie.
Oficerowie WSI wywodzący się ze służb PRL ukrywają też, że do 1990 r. wojskowe służby - tak samo jak SB - zajmowały się inwigilowaniem i prześladowaniem opozycji politycznej, księży czy emigracji. Działania te nasiliły się w latach 80., gdy MSW kierował gen. Czesław Kiszczak, były szef wojskowych służb. Nikt tego wstydliwego rozdziału ich działalności nigdy nie rozliczył. Większość dokumentacji dotyczących inwigilowania i prześladowania obywateli zniszczono w 1990 r. Te, które ocalały, mają być przekazane do Instytutu Pamięci Narodowej w ciągu 15-20 lat.
Służby oporu przed zmianami
- W strukturach MON powinien funkcjonować kontrwywiad, być może połączony z żandarmerią. Silny komponent wojskowy mógłby wówczas działać w ramach nowego, zreformowanego wywiadu, który powstałby z części UOP i WSI - proponuje Zbigniew Siemiątkowski, pewny kandydat SLD na ministra koordynatora. Kwestie przyszłości WSI były w ubiegłym roku przyczyną konfliktu między MON a prezydenckim Biurem Bezpieczeństwa Narodowego. To ostatnie zgodziło się na generalski awans Tadeusza Rusaka, szefa WSI, pod warunkiem że dostanie go także płk Marek Dukaczewski z Kancelarii Prezydenta, przewidywany na przyszłego szefa wojskowych służb. Lecz minister Komorowski nie wpisał Dukaczewskiego na listę awansów. W rewanżu nie otrzymało go trzech generałów z listy Komorowskiego.
Reformatorskie plany Siemiątkowskiego mają niewielkie szanse powodzenia, gdyż w sytuacjach zagrożenia WSI udawało się dotychczas uniknąć zasadniczych zmian. Czy dlatego, że jeszcze w latach 90. mogły - wskutek braku jasnych uregulowań ustawowych - werbować polityków i osoby z życia publicznego?
Fachowcy, czyli wpadka za wpadką
Mimo że WSI istnieją już dziesięć lat, nie mogą się pochwalić schwytaniem nawet jednego szpiega. Mało tego, czterech agentów obcych służb działało właśnie w WSI (płk S. na rzecz wywiadu amerykańskiego, a pułkownicy P., W. i C. na rzecz ZSRR, a potem Rosji). Płk S. był szefem ataszatów wojskowych, czyli znał całą siatkę naszego wywiadu wojskowego. Płk. P. obserwowano tak nieudolnie, że zorientował się, iż coś się wokół niego dzieje. Zawiadomił o tym brata, oficera żandarmerii z Gdańska, który potwierdził, że P. jest obserwowany. Następnie P. zgłosił się na obserwację do szpitala psychiatrycznego, w związku z czym do dziś nie stanął przed sądem wojskowym. Wszystko to działo się trzy miesiące po wstąpieniu Polski do NATO. Kiedy we Włoszech kilku oficerom jednej ze służb udowodniono kontakty z mafią, została ona rozwiązana. Zatrzymanie czterech agentów obcego wywiadu, wysokich oficerów WSI, nie miało żadnych konsekwencji dla tych służb. Nie sprawdzono nawet, z kim mogli w swoich jednostkach współpracować.
Częstym zajęciem najwyższych oficerów WSI jest zasiadanie w radach nadzorczych (rekordzista - w sześciu) spółek handlujących bronią lub założonych przez te służby albo przez nie kontrolowanych. Mogą dorobić w ten sposób nawet 14-15 tys. zł miesięcznie. Wedle naszych ustaleń, około dwudziestu spółek handlowych działających w Polsce i za granicą to tzw. przykrywki dla działań wywiadu i kontrwywiadu wojskowego (nie podajemy ich nazw, choć nie było trudno to ustalić). Profesjonaliści z WSI są odpowiedzialni za wymknięcie się spod kontroli sprawy FOZZ. Zajmował się nią płk Zenon Klamecki. Nie tylko nie wyciągnięto wobec niego żadnych konsekwencji, ale w 1999 r. awansowano go na zastępcę szefa kontrwywiadu WSI, czyli także dopuszczono do tajemnic NATO. Oznacza to, że w ogóle nie sprawdzono przeszłości Klameckiego (kto odpowiada za przyznanie mu certyfikatu?).
Funkcjonariusze WSI znaleźli się też wśród aresztowanych pracowników Cenreksu i Steo, spółek handlujących bronią. Udowodniono im wysyłanie broni do krajów objętych embargiem ONZ, a także sprzedawanie jej rosyjskiej mafii. Kompromitacją wojskowych służb była także afera w WSK Mielec. Wśród podejrzanych w tej sprawie jest dwóch oficerów WSI. Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych oceniła, że w sprawie WSK Mielec WSI zaniedbały swoje obowiązki. Służby nie chciały się jednak przyznać do błędu. "Do obowiązków WSI nie należy kontrola całego przemysłu zbrojeniowego, ale jedynie realizowanych przez ten przemysł programów MON objętych tajemnicą" - tłumaczył szef WSI gen. Tadeusz Rusak.
Podwójna kontrola, czyli zero kontroli
Formalnie WSI podlegają kontroli dwóch ministrów (obrony i koordynatora służb specjalnych), w rzeczywistości pozostają jednak poza wszelką kontrolą. Jeden z członków Komisji ds. Służb Specjalnych ironicznie twierdzi, że gdyby pewnego dnia WSI rozwiązano, nikt by tego nie zauważył. Co zastanawiające, dotychczas nie uchwalono ustawy, która precyzowałaby kompetencje wojskowych służb. - Należy jak najszybciej zlikwidować WSI, bo w obecnej formie nie mają racji bytu. Brak ustawy sprawia, że służby te działają, opierając się na "prawie powielaczowym". Poza tym stale istnieje konflikt interesów między wywiadem cywilnym i wojskowym - mówi Zbigniew Siemiątkowski, poseł SLD, członek komisji.
Tuż przed ujawnieniem afery wokół Farmusa kierownictwo WSI składało członkom sejmowej speckomisji wyjaśnienia na temat realizacji ustawy o ochronie informacji niejawnych. Dotyczyły one m.in. osób, którym wojskowe służby nie udzieliły certyfikatu. Certyfikat dostępu do tajnych informacji uzyskał natomiast syn Farmusa (w marcu 2001 r.), z którym ten urzędował w jednym gabinecie. Śledztwo w tej sprawie prowadzi wojskowa prokuratura.
Formalnie WSI są jedną z sześciu formacji mających uprawnienia służb specjalnych - obok UOP, Centralnego Biura Śledczego, Straży Granicznej, Generalnego Inspektoratu Celnego i Departamentu Dokumentacji Skarbowej Ministerstwa Finansów. Mogą werbować agentów oraz prowadzić działania operacyjne. Każda z tych struktur działa, opierając się na stosownych ustawach, tylko nie WSI. To sprawia, że wojskowi częściej przeszkadzają innym służbom, niż je wspierają. Tak było na przykład w 1999 r. w sprawie kradzieży rakiet z zakładów zbrojeniowych Mesko w Skarżysku-Kamiennej, gdzie na etacie zatrudniony był płk WSI, specjalista od ochrony zakładów zbrojeniowych. Podczas gdy służby szukały śladów działania obcych wywiadów bądź międzynarodowych grup handlarzy bronią, okazało się, że rakiety ukradły dzieci.
Matecznik PRL
Dla naszych sojuszników z NATO problemem jest przede wszystkim kadra WSI. Prawie trzy czwarte wyższych oficerów stanowią osoby, które szkoliły się w Moskwie wedle standardów GRU. A trzeba pamiętać, że w WSI nie przeprowadzono na początku lat 90. weryfikacji. Oficerowie wyszkoleni na Wschodzie wydają więc certyfikaty dopuszczenia do tajemnic NATO. W wielu źródłach, choćby w "Archiwum Mitrochina", można przeczytać, jak często osoby te - Polacy, Niemcy z NRD, Czesi czy Bułgarzy - były werbowane przez GRU. Potwierdza to aresztowanie wspomnianych już pułkowników WSI - P., W. i C. W amerykańskim opracowaniu na temat służb specjalnych ("The U.S. Intelligence Community", wydanie z 1999 r.) można przeczytać, że w WSI nic się nie zmieniło od czasu upadku komunizmu, a największym problemem tych służb jest pozostawienie oficerów wyszkolonych w Moskwie.
Oficerowie WSI wywodzący się ze służb PRL ukrywają też, że do 1990 r. wojskowe służby - tak samo jak SB - zajmowały się inwigilowaniem i prześladowaniem opozycji politycznej, księży czy emigracji. Działania te nasiliły się w latach 80., gdy MSW kierował gen. Czesław Kiszczak, były szef wojskowych służb. Nikt tego wstydliwego rozdziału ich działalności nigdy nie rozliczył. Większość dokumentacji dotyczących inwigilowania i prześladowania obywateli zniszczono w 1990 r. Te, które ocalały, mają być przekazane do Instytutu Pamięci Narodowej w ciągu 15-20 lat.
Służby oporu przed zmianami
- W strukturach MON powinien funkcjonować kontrwywiad, być może połączony z żandarmerią. Silny komponent wojskowy mógłby wówczas działać w ramach nowego, zreformowanego wywiadu, który powstałby z części UOP i WSI - proponuje Zbigniew Siemiątkowski, pewny kandydat SLD na ministra koordynatora. Kwestie przyszłości WSI były w ubiegłym roku przyczyną konfliktu między MON a prezydenckim Biurem Bezpieczeństwa Narodowego. To ostatnie zgodziło się na generalski awans Tadeusza Rusaka, szefa WSI, pod warunkiem że dostanie go także płk Marek Dukaczewski z Kancelarii Prezydenta, przewidywany na przyszłego szefa wojskowych służb. Lecz minister Komorowski nie wpisał Dukaczewskiego na listę awansów. W rewanżu nie otrzymało go trzech generałów z listy Komorowskiego.
Reformatorskie plany Siemiątkowskiego mają niewielkie szanse powodzenia, gdyż w sytuacjach zagrożenia WSI udawało się dotychczas uniknąć zasadniczych zmian. Czy dlatego, że jeszcze w latach 90. mogły - wskutek braku jasnych uregulowań ustawowych - werbować polityków i osoby z życia publicznego?
Więcej możesz przeczytać w 36/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.