Wielokrotnie publikowaliśmy doniesienia, że atakująca Ukrainę rosyjska armia ma ogromne problemy z zaopatrzeniem swoich żołnierzy.
„Druga armia świata” nie radzi sobie z zaopatrzeniem
Żadne wysiłki rosyjskiej propagandy nie były w stanie ukryć faktu, że wielu żołnierzom brakuje elementarnego wyposażenia. Nie tylko śpiworów czy kamizelek kuloodpornych, ale nawet racji żywnościowych czy apteczek.
Skala nieudolności była tak duża, że we wrześniu z funkcji wiceministra obrony został odwołany gen. Dmitrij Bułgakow, który odpowiadał za zaopatrzenie armii przez ostatnie 12 lat. Mierzenie się z brakiem niemal wszystkiego ma fatalny wpływ na morale rosyjskich żołnierzy, co dobrze obrazuje poniższy cytat.
„Jest ch*****, Ukraińcy spuszczają nam wp******”, nie mamy co jeść. Dziś zjedliśmy Yorkshire teriera” – pisał 18 maja walczący w obwodzie chersońskim Rosjanin w przechwyconej przez ukraińskie służby wiadomości. W dalszej części korespondencji mężczyzna prosił rozmówcę o pożyczkę, by za przesłane pieniądze mógł kupić sobie zapas żywności.
Paczka odnaleziona w obwodzie charkowskim
Okazuje się, że nawet jeśli rosyjscy żołnierze otrzymują odpowiednią ilość racji żywnościowych, to ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Ukraiński internauta Mychajło Poliakow opublikował na Twitterze serię wpisów, w których podzielił się wrażeniami z testowania paczki z pożywieniem Rosjan.
Poliakow tłumaczy, że paczka została pozostawiona przez żołnierzy, którzy walczyli w obwodzie charkowskim. Przypomnijmy, że Rosjanie zostali wypchnięci z tego regionu Ukrainy na początku września. W trakcie odwrotu zadano im dotkliwe i upokarzające straty.
„Coś tutaj umarło i to sto razy”
„Czy wiesz, jakie »jedzenie« spożywają rosyjscy żołnierze na froncie? Wierzcie mi, jest ono raczej przerażające” — rozpoczął serię wpisów Poliakow. Płynące z nich wnioski można streścić krótko: testowaniu musiały towarzyszyć odruchy wymiotne.
Ukrainiec spróbował m.in. wołowiny z fasolą i warzywami, ryż z wołowiną, mieloną kiełbasę, konserwę z bekonem, pastę z cukini czy czekoladę. Choć teoretycznie wszystkie produkty miały ważną datą ważności, to – jak relacjonuje internauta – zapach wielu z nich był nie do zniesienia.
„Coś tutaj umarło i to sto razy”, „To kupa jakiejś dziwnej mazi. To chyba jakieś szczury, które znaleźli w fabryce”, „Gdzie dokładnie są klopsiki? I dlaczego pachnie i smakuje jak ryba?”, „Jest jak plastik i smakuje jak nic” – czytamy w opisach kolejnych zdjęć.
Czytaj też:
Wojna w Ukrainie. Polski ochotnik zginął na froncie
Czytaj też:
Białoruś przemieszcza żołnierzy i sprzęt. Wcześniej Szojgu spotkał się z Łukaszenką