Nie byłoby zjednoczenia Niemiec w 1871 r., gdyby nie bitwa pod Sadową pięć lat wcześniej. W 1866 r. armia pruska w starciu w pobliżu wsi Sadowa (okolice Hradec Králové w dzisiejszych Czechach) rozbiła austriacką. W ten sposób osłabiła głównego sojusznika Francji – na tyle skutecznie, że ten nie zdołał przybyć Francuzom na pomoc, gdy Prusy ruszyły na ten kraj w 1870 r. W konsekwencji rok później Bismarck zrealizował swój cel końcowy: mógł w Wersalu proklamować utworzenie Cesarstwa Niemieckiego.
Skala działań zupełnie inna, pole boju całkowicie różne, ale sekwencja zdarzeń podobna. PiS właśnie rozpoczął swoją bitwę pod Sadową: rozgrywkę o wypracowanie porozumienia z Komisją Europejską w sprawie Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Celem końcowym jest utrzymanie się u władzy po jesiennych wyborach, a elementem do tego prowadzącym jest procedowana obecnie w parlamencie nowela ustawy o Sądzie Najwyższym.
Nie wiadomo, czy obecny obóz władzy cel końcowy jest w stanie osiągnąć, zresztą wpływ na to ma cała masa czynników daleko wychodzących poza obecne prace Sejmu i Senatu. Ale też wiadomo, że jeśli teraz rządzący nie zdołają szybko przeprocedować zmian związanych z KPO, to celu końcowego nie zrealizują prawie na pewno. Tak samo Bismarck nie wiedział w 1866 r., czy pokonując Austriaków zdoła doprowadzić do zjednoczenia Niemiec – ale wiedział, że jeśli przegra, to tego celu na pewno nie osiągnie. Pod tym względem analogia z Sadową jak najbardziej adekwatna.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.