Mało znany fakt: Charles de Gaulle walczył po stronie Polski w wojnie bolszewickiej w latach 1919-1921. Ówczesny kapitan francuskiej armii zajmował się początkowo szkoleniem polskich oficerów, a w kluczowym momencie wojny został doradcą przy polskim dowództwie. Z kraju wyjechał dopiero w styczniu 1921 r. – by później zostać bohaterem walki z III Rzeszą, prezydentem Francji i twórcą V Republiki.
Ale, jak mawiał Marks, historia lubi się powtarzać – pierwszy raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Taką właśnie farsową wersję powtórki oglądaliśmy w czasie wizyty Władimira Putina w Wołgogradzie na początku lutego. Rosyjski dyktator odsłonił tam pomnik Stalina, wygłosił płomienne przemówienie o „nazistach”, którzy zagrażają Rosji – a wszystkiemu przysłuchiwał się Pierre de Gaulle. Wnuk byłego prezydenta złożył wizytę w Rosji z okazji 80. rocznicy bitwy pod Stalingradem (dziś miasto nazywa się Wołgograd – red.), a jego wizytę opisał w mediach społecznościowych rosyjski MSZ, wyraźnie dumny z tego, że udało się go ściągnąć do kraju objętego embargiem i sankcjami przez cały wolny świat.
Niestety, wygląda na to, że de Gaulle w żaden sposób nie poczuł zażenowania. Nie on jeden. Wojna na Ukrainie trwa blisko rok, a cały czas Rosja znajduje zwolenników i popierających w świecie zachodnim – zarówno pojedyncze osoby, jak i całe instytucje. W tym przypadku zwrot „długie ramię Moskwy” nabiera jeszcze jednego znaczenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.