Zawyżone są zwłaszcza sumy, jakich właściciele żądają za gorsze lokalizacje i niższy standard. - Dlatego jeśli jeszcze nie w tym, to w 2008 roku wyraźnie odczujemy korektę na rynku wtórnym - uważa Michał Macierzyński, analityk Bankier.pl.
Zjawisko to najbardziej widać po rosnącej dysproporcji między ceną oczekiwaną przez sprzedających a kwotą, jaką ostatecznie udaje im się uzyskać. - W maju ceny transakcyjne były niższe średnio o 7 proc., w czerwcu już o 9 -mówi Marcin Drogomirecki, analityk rynku z Oferty.net.
Podwyżki na tym rynku napędzał długi czas oczekiwania na nowe mieszkania. Wiele rodzin musiało rezygnować z ich zakupu. Wiązał się on bowiem z podwójnymi kosztami: rat kredytu za nieistniejący jeszcze lokal i pieniędzy na wynajem aktualnie zajmowanego lokum. Na rynku wtórnym kupujący dostawali mieszkanie od ręki. Do nich dołączyli inwestorzy chcący zarobić na wzroście wartości nieruchomości. Boom zakupowy wykorzystali właściciele, śrubując ceny. Do tego stopnia, że w sąsiedztwie nowo powstających budynków z mieszkaniami za 8 - 9 tys. zł za mkw. jak świeże bułeczki sprzedawały się lokale w blokach z wielkiej płyty w cenach przekraczających 10 tys. zł.
Teraz popyt znacznie się zmniejszył, a dzięki temu kupujący nie muszą się spieszyć, brać byle czego, przepłacać. - Średnio można już utargować 5 - 10 proc. pierwotnej ceny - przyznają pośrednicy. A spadki na wtórnym rynku mogą przyjść jeszcze szybciej, jeśli zgodnie z zapowiedziami ekonomistów rosnąć zaczną stopy procentowe. Kredyty już są trudniej dostępne. A wszystko wskazuje na to, że do końca roku grono klientów spełniających wymagania banków jeszcze się zawęzi - zaznacza "Rz".