Taki wyrok wydał w środę po tajnym procesie Sąd Okręgowy w Płocku, który zdyskwalifikował główny dowód w sprawie o "przeciek" - zapis z podsłuchu - jako niezalegalizowany przez sąd. Uniewinniona została też Renata K., działaczka mazowieckiego SLD, która też odpowiadała za "przeciek".
Za przechowywanie w domu tajnych dokumentów b. Urzędu Ochrony Państwa sąd skazał Siemiątkowskiego na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata; 5 tys. grzywny oraz dwuletni zakaz pełnienia przez niego funkcji związanych z dostępem do tajemnic państwowych. Wyrok jest nieprawomocny.
Proces, który zaczął się w styczniu tego roku, ze względu na "ważny interes państwa", toczył się niejawnie. Jawne było tylko ogłoszenie wyroku, na którym obecny był Siemiątkowski, oraz część ustnego uzasadnienia - szczegółowe uzasadnienie utajniono.
Przewodnicząca składu sędziowskiego Waldemara Osiecka w jawnej części uzasadnienia powiedziała, że uniewinniając Siemiątkowskiego i Renatę K. od naruszenia tajemnicy państwowej sąd uznał, iż podsłuch telefonicznej rozmowy obojga nie został odpowiednio zalegalizowany i dlatego nie mógł być użyty jako dowód przeciwko nim.
"W demokratycznym porządku prawnym podsłuchiwanie kogokolwiek może, a jeżeli wymaga tego ochrona ważnego dobra prawnego, wręcz musi mieć miejsce. Może się odbywać jednak tylko na zasadach określonych prawem i pod kontrolą niezawisłego sądu. Podsłuchana rozmowa telefoniczna oskarżonych, o ile była ich rozmową, nie spełnia tego ważnego standardu, ponieważ podsłuch był zalegalizowany przeciwko innej osobie" - podkreśliła sędzia.
Zaznaczyła, iż aby treść podsłuchu mogła być wykorzystana w sprawie jako dowód procesowy, podsłuch musiałby uzyskać niezwłocznie legalizację na podstawie stosownego orzeczenia sądu, jednak organy ścigania nie dopełniły tego ważnego wymogu. "Przeprowadzenie tego dowodu i jego odtworzenie w świetle prawa było przez sąd niedopuszczalne. Dlatego sądowi nie jest dane dowiedzieć się na zasadach określonych przez prawo, czy oskarżeni popełnili zarzucane im przestępstwo" - dodała sędzia.
W kwietniu tego roku 7-osobowy skład Sądu Najwyższego uznał, że podsłuchy mogą być dowodami w postępowaniu karnym jedynie wobec tych osób, co do których sądy wydały zgodę na zastosowanie takiej "kontroli operacyjnej". SN podkreślił, że wynika to wprost z ustawy o policji i innych służbach specjalnych, które nakazują we wniosku do sądu o zgodę na podsłuch podawać nie tylko opis przestępstwa, o które jest podejrzewana określona osoba, ale także dane tej osoby.
Siemiątkowski powiedział dziennikarzom, że uniewinnienie przyjmuje z satysfakcją, a wyrok z pokorą. Nie sprecyzował, czy złoży apelację. "Z głównego zarzutu, który traktowałem honorowo, zostałem przez sąd oczyszczony. To oskarżenie było absolutną prowokacją ze strony pewnych organów naszego państwa. W drugiej sprawie wydaje mi się, że trochę surowo potraktował mnie sąd. Szanuję ten wyrok" - oświadczył b. szef AW. Tłumaczył, że pisma UOP znalezione w jego domu były kserokopiami pism adresowanych do niego, które - jak to określił - "były mechanicznie opieczętowane klauzulą tajności".
B. szef AW ocenił, iż wyrok uniewinniający oznacza, iż nie można być nielegalnie podsłuchiwanym. "Niech się w Polsce cześć służb specjalnych oraz prokuratura nauczy, że legalnie trzeba ludzi podsłuchiwać i legalnie wykorzystywać dowody zebrane w stosunku do nich, że nie można nic zrobić na skróty, i nie można nic zrobić niezgodnie z polskim prawem" - dodał. Materiał zebrany w sprawie jego i Renaty K. nazwał "antydowodami". Przyznał, że czuje się zmęczony procesem, podczas którego odbyło się ponad 30 posiedzeń sądu.
Według ustaleń śledztwa, Siemiątkowski miał przekazać Renacie K. (swej znajomej, pochodzącej z Gostynina pod Płockiem) tajne informacje o śledztwie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) w sprawie państwowej spółki PERN "Przyjaźń" (PERN), zarządzającej siecią krajowych rurociągów ropy naftowej.
W marcu 2004 r. funkcjonariusze ABW z Bydgoszczy podsłuchali rozmowę Renaty K. z szefem prywatnej płockiej spółki "Vectra" Markiem Graczykowskim. Powołując się na rozmowę z ministrem od służb specjalnych, Renata K. miała mu poradzić, by "poczyścił sobie umowę z tą firmą dużą", czyli z PERN. W trakcie rozmowy miało paść nazwisko Siemiątkowskiego. Z informacji ujawnionych przez sąd wynika, iż ABW podsłuchała także telefoniczną rozmowę samego Siemiątkowskiego z Renatą K.
Okoliczności sprawy i postępowania prowadzonego przez ABW wyszły na jaw w grudniu 2004 r., w wyniku prac sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen przed którą zeznawał Siemiątkowski. Śledztwo od stycznia 2005 r. prowadziła Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu (na polecenie Prokuratury Krajowej). W maju 2006 r. akt oskarżenia trafił do sądu. Zebrano 15 tomów akt jawnych i tyle samo dokumentów objętych klauzulą "tajne" lub "ściśle tajne".
Sprawa płocka to nie jedyny problem Siemiątkowskiego z prawem. W maju tego roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie ruszył tajny proces Siemiątkowskiego, oskarżonego o bezprawne posiadanie tajnych notatek, sporządzonych w 2003 r. po rozmowie z Janem Kulczykiem o spotkaniu tego biznesmena z Władimirem Ałganowem. B. szefowi AW grozi do trzech lat więzienia. Nie przyznaje się do winy.
W październiku 2005 r., Prokuratura Okręgowa w Katowicach postawiła Siemiątkowskiemu zarzuty przekroczenie uprawnień p.o. szefa UOP w związku z zatrzymaniem w 2002 r. ówczesnego szefa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Grozi za to do 5 lat więzienia.
W kolejnych ekipach rządowych SLD Siemiątkowski był m.in. szefem MSW, koordynatorem służb specjalnych, szefem UOP, szefem AW; ponadto był posłem SLD. Obecnie wycofał się z polityki, jest wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim.ab, pap