Czego nie wiemy o polskim społeczeństwie
Polska XXI wieku zderzyła się w ostatnich wyborach z Polską wieku XIX. Głosy oddane na koalicję SLD-UP, Platformę Obywatelską, Unię Wolności i Akcję Wyborczą Solidarność pokazują siłę zwolenników czynienia tego, co jest możliwe. To głosy tych, którzy traktują polityków - Leszka Millera czy Andrzeja Olechowskiego - jak menedżerów, których wynajmuje się do kierowania firmą zwaną państwem. Z kolei wyborcy, którzy opowiedzieli się za Samoobroną, Ligą Polskich Rodzin, Polskim Stronnictwem Ludowym oraz Prawem i Sprawiedliwością, tworzą obóz strachu - przed konkurencją, koniecznością brania odpowiedzialności za własny los, bezrobociem, eksmisją, przestępczością, "obcymi" zwyczajami i "obcymi z Unii Europejskiej, którzy chcą z Polaków zrobić niewolników". Obóz strachu jest zarazem obozem nadziei opartej na wierze, że Andrzej Lepper czy Jan Łopuszański usuną złych polityków, którzy ciemiężą dobry lud, i dzięki temu spowodują, że będzie żyło się lepiej. W wyborach większość głosujących opowiedziała się per saldo za pragmatykami. Obóz strachu zyskał jednak duże możliwości, aby rozbudowywać swoją bazę, czyli wzmagać wśród wyborców poczucie strachu.
Polska B powiedziała a...
Według kwietniowych badań CBOS, tylko 13 proc. Polaków jest zadowolonych z tego, jak funkcjonuje gospodarka wolnorynkowa; niezadowolenie wyrażała połowa respondentów. Jedynie 26 proc. uważa, że przedsiębiorstwami powinni zarządzać ich właściciele, reszta woli, by kierowało nimi państwo lub pracownicy. 60 proc. badanych jest zdania, że państwo powinno się zajmować zapewnieniem właściwego poziomu życia bezrobotnym oraz zmniejszaniem różnic w dochodach. Sukces Ligi Polskich Rodzin, która szła do wyborów pod hasłem "Precz z Unią Europejską", też znajduje odbicie w badaniach - liczba zwolenników integracji z unią spadła z 77 proc. w 1994 r. do 53 proc. w lipcu 2001 r., a odsetek przeciwników integracji wzrósł z 6 proc. do 25 proc.! Te dane tłumaczą wiele, a politycy kierujący się pragmatyzmem - czyli przywódcy SLD i PO - powinni odczuwać zadowolenie z wyniku wyborów. Wyniki osiągnięte przez Samoobronę i LPR to dopiero sygnał alarmowy, że nie można lekceważyć tych, których wyborem kieruje strach. Sukces liderów obozu strachu mógł być znacznie większy.
Polska zaradnych kontra Polska bezradnych
Z jednej strony Polska jest krajem ponad 2 mln zarejestrowanych firm; krajem, w którym prawie 5 mln ludzi korzysta z Internetu; krajem, z którego setki tysięcy obywateli co roku wyjeżdża na wakacje za granicę. Z drugiej strony, mimo że wolny rynek stworzył 6 mln nowych miejsc pracy, ponad 3 mln ludzi jest jej pozbawionych, z czego połowa nie ma szans na szybkie znalezienie stałego zajęcia. Do tej liczby należy dodać utajone bezrobocie na wsi. W sumie więc 6-7 mln ludzi żyje poza nawiasem wolnego rynku; 76 proc. Polaków nie potrafi zrozumieć informacji zawartych w takich tekstach, jak rozkład jazdy czy prognoza pogody.
Od niedawna ci, którzy czują bezradność wobec szybko zmieniającej się rzeczywistości, zaczynają się przeciw niej buntować. Co gorsza, znaczna część odrzuconych przez wolny rynek nie wykazuje nawet chęci podjęcia wysiłku, by poprawić swój los - co roku aż 800 tys. bezrobotnych odrzuca oferty pracy. Kto dociera do tych ludzi? Kto mówi "ich" językiem? Docierają i mówią tacy politycy jak Andrzej Lepper. Świat objaśnia im zaś wspierające Ligę Polskich Rodzin Radio Maryja i sprzyjający mu proboszczowie. Sprzyjający wbrew episkopatowi, który w wielu sprawach publicznych wykazuje postawę modernizacyjną. Charakterystyczne, że na Samoobronę oddało głos 14 proc. mieszkańców Lubelskiego, 12 proc. Łódzkiego, 14 proc. Zachodniopomorskiego. LPR przyciągnęła głosy 14 proc. mieszkańców Podkarpacia, 10 proc. Podlasia, 10 proc. Małopolski.
Polska Millera kontra Polska Haidera
Nie jest jednak czymś niezwykłym, że wielu Polaków, bojąc się o swoją przyszłość, odrzuca nie tylko "obcy" świat, uosabiany przez tajemniczą Brukselę, lecz również "obcą" Polskę i w gruncie rzeczy własne państwo, które wydaje im się wrogie, bo nieopiekuńcze. Trudno się dziwić, że wierzą w proste hasła o "złodziejskich politykach", którzy chcą "sprzedać Polskę". Wszak w bogatej Francji od lat z powodzeniem działa populistyczny Front Narodowy dowodzony przez Le Pena. W zamożnej Austrii partia populisty Jörga Haidera uczestniczy w sprawowaniu władzy. W Czechach, Rosji i na Węgrzech narodowi populiści już od kilku lat zasiadają w parlamentach. Polska na politycznej mapie Europy była wyjątkiem, skoro dopiero teraz politycy opierający się na strachu zdobyli większą liczbę poselskich mandatów. W dodatku zdobyli ich zbyt mało, aby myśleć o przejęciu władzy. Co nie oznacza, że można się uspokajać stwierdzeniami, iż lepiej, aby populiści byli w Sejmie niż na ulicach. Bo jeżeli Samoobrona, PSL czy Liga Polskich Rodzin rozczarują swój elektorat, to w ich miejsce pojawią się kolejne partie strachu i kolejni kandydaci na polskich Haiderów.
Smutek zwycięzców
To, co wyróżnia wybory 2001, to zasępione miny nie tylko działaczy AWSP i UW, lecz również zwycięskich polityków SLD-UP i PO. Rzucające się w oczy w sztabach sojuszu i platformy nastroje niepewności kontrastowały z szałem radości w sztabach tych partii, które zajęły dalsze pozycje w nowym Sejmie. I nic dziwnego - nie dość, że politycy sojuszu być może nie stworzą rządu większościowego, to jeszcze będą pod nieustannym ostrzałem radykałów. A elektorat SLD jest wysoce niejednorodny, gdyż obok przedsiębiorców, ludzi wykształconych i zwolenników pragmatyzmu w dużej mierze tworzą go również ci, którzy oczekują zwiększenia opieki przez państwo. Toteż twarda realizacja - zapewne przy wsparciu PO - planu Belki może grozić utratą poparcia. Czymś jeszcze gorszym grozi jednak niezrealizowanie tego planu.
Partie strachu nie będą zyskiwać na sile, jeśli partie pragmatyków zdołają szybko zastosować sprawdzone metody ograniczania sfery "odrzuconych". Pragmatyzm nakazuje, aby plan Belki został uzupełniony o programy edukacyjne i szeroki system szkoleń. Koncepcje liberałów Miltona Friedmana i Friedricha von Ha-yeka, którzy proponują objęcie programami edukacyjnymi "odrzuconych" przez wolny rynek, z powodzeniem zrealizowano w USA, Chile i Nowej Zelandii.
W USA udało się wyrwać z socjalnych gett 1,3 mln ludzi. Takie programy są kosztowne, jednak jeszcze kosztowniejsza byłaby rezygnacja z nich, czyli niepodanie "odrzuconym" wędki, która umożliwiłaby im przezwyciężenie strachu.
Polska B powiedziała a...
Według kwietniowych badań CBOS, tylko 13 proc. Polaków jest zadowolonych z tego, jak funkcjonuje gospodarka wolnorynkowa; niezadowolenie wyrażała połowa respondentów. Jedynie 26 proc. uważa, że przedsiębiorstwami powinni zarządzać ich właściciele, reszta woli, by kierowało nimi państwo lub pracownicy. 60 proc. badanych jest zdania, że państwo powinno się zajmować zapewnieniem właściwego poziomu życia bezrobotnym oraz zmniejszaniem różnic w dochodach. Sukces Ligi Polskich Rodzin, która szła do wyborów pod hasłem "Precz z Unią Europejską", też znajduje odbicie w badaniach - liczba zwolenników integracji z unią spadła z 77 proc. w 1994 r. do 53 proc. w lipcu 2001 r., a odsetek przeciwników integracji wzrósł z 6 proc. do 25 proc.! Te dane tłumaczą wiele, a politycy kierujący się pragmatyzmem - czyli przywódcy SLD i PO - powinni odczuwać zadowolenie z wyniku wyborów. Wyniki osiągnięte przez Samoobronę i LPR to dopiero sygnał alarmowy, że nie można lekceważyć tych, których wyborem kieruje strach. Sukces liderów obozu strachu mógł być znacznie większy.
Polska zaradnych kontra Polska bezradnych
Z jednej strony Polska jest krajem ponad 2 mln zarejestrowanych firm; krajem, w którym prawie 5 mln ludzi korzysta z Internetu; krajem, z którego setki tysięcy obywateli co roku wyjeżdża na wakacje za granicę. Z drugiej strony, mimo że wolny rynek stworzył 6 mln nowych miejsc pracy, ponad 3 mln ludzi jest jej pozbawionych, z czego połowa nie ma szans na szybkie znalezienie stałego zajęcia. Do tej liczby należy dodać utajone bezrobocie na wsi. W sumie więc 6-7 mln ludzi żyje poza nawiasem wolnego rynku; 76 proc. Polaków nie potrafi zrozumieć informacji zawartych w takich tekstach, jak rozkład jazdy czy prognoza pogody.
Od niedawna ci, którzy czują bezradność wobec szybko zmieniającej się rzeczywistości, zaczynają się przeciw niej buntować. Co gorsza, znaczna część odrzuconych przez wolny rynek nie wykazuje nawet chęci podjęcia wysiłku, by poprawić swój los - co roku aż 800 tys. bezrobotnych odrzuca oferty pracy. Kto dociera do tych ludzi? Kto mówi "ich" językiem? Docierają i mówią tacy politycy jak Andrzej Lepper. Świat objaśnia im zaś wspierające Ligę Polskich Rodzin Radio Maryja i sprzyjający mu proboszczowie. Sprzyjający wbrew episkopatowi, który w wielu sprawach publicznych wykazuje postawę modernizacyjną. Charakterystyczne, że na Samoobronę oddało głos 14 proc. mieszkańców Lubelskiego, 12 proc. Łódzkiego, 14 proc. Zachodniopomorskiego. LPR przyciągnęła głosy 14 proc. mieszkańców Podkarpacia, 10 proc. Podlasia, 10 proc. Małopolski.
Polska Millera kontra Polska Haidera
Nie jest jednak czymś niezwykłym, że wielu Polaków, bojąc się o swoją przyszłość, odrzuca nie tylko "obcy" świat, uosabiany przez tajemniczą Brukselę, lecz również "obcą" Polskę i w gruncie rzeczy własne państwo, które wydaje im się wrogie, bo nieopiekuńcze. Trudno się dziwić, że wierzą w proste hasła o "złodziejskich politykach", którzy chcą "sprzedać Polskę". Wszak w bogatej Francji od lat z powodzeniem działa populistyczny Front Narodowy dowodzony przez Le Pena. W zamożnej Austrii partia populisty Jörga Haidera uczestniczy w sprawowaniu władzy. W Czechach, Rosji i na Węgrzech narodowi populiści już od kilku lat zasiadają w parlamentach. Polska na politycznej mapie Europy była wyjątkiem, skoro dopiero teraz politycy opierający się na strachu zdobyli większą liczbę poselskich mandatów. W dodatku zdobyli ich zbyt mało, aby myśleć o przejęciu władzy. Co nie oznacza, że można się uspokajać stwierdzeniami, iż lepiej, aby populiści byli w Sejmie niż na ulicach. Bo jeżeli Samoobrona, PSL czy Liga Polskich Rodzin rozczarują swój elektorat, to w ich miejsce pojawią się kolejne partie strachu i kolejni kandydaci na polskich Haiderów.
Smutek zwycięzców
To, co wyróżnia wybory 2001, to zasępione miny nie tylko działaczy AWSP i UW, lecz również zwycięskich polityków SLD-UP i PO. Rzucające się w oczy w sztabach sojuszu i platformy nastroje niepewności kontrastowały z szałem radości w sztabach tych partii, które zajęły dalsze pozycje w nowym Sejmie. I nic dziwnego - nie dość, że politycy sojuszu być może nie stworzą rządu większościowego, to jeszcze będą pod nieustannym ostrzałem radykałów. A elektorat SLD jest wysoce niejednorodny, gdyż obok przedsiębiorców, ludzi wykształconych i zwolenników pragmatyzmu w dużej mierze tworzą go również ci, którzy oczekują zwiększenia opieki przez państwo. Toteż twarda realizacja - zapewne przy wsparciu PO - planu Belki może grozić utratą poparcia. Czymś jeszcze gorszym grozi jednak niezrealizowanie tego planu.
Partie strachu nie będą zyskiwać na sile, jeśli partie pragmatyków zdołają szybko zastosować sprawdzone metody ograniczania sfery "odrzuconych". Pragmatyzm nakazuje, aby plan Belki został uzupełniony o programy edukacyjne i szeroki system szkoleń. Koncepcje liberałów Miltona Friedmana i Friedricha von Ha-yeka, którzy proponują objęcie programami edukacyjnymi "odrzuconych" przez wolny rynek, z powodzeniem zrealizowano w USA, Chile i Nowej Zelandii.
W USA udało się wyrwać z socjalnych gett 1,3 mln ludzi. Takie programy są kosztowne, jednak jeszcze kosztowniejsza byłaby rezygnacja z nich, czyli niepodanie "odrzuconym" wędki, która umożliwiłaby im przezwyciężenie strachu.
Więcej możesz przeczytać w 39/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.