"Życie seksualne Catherine M." to dobrze napisana książka pornograficzna
Catherine Millet jest znanym krytykiem sztuki współczesnej, szefową pisma "Art Press". Była komisarzem kilku międzynarodowych wystaw, za co odznaczono ją Narodowym Orderem Zasługi. Jej nazwisko stało się jednak głośne, i to nie tylko we Francji - za sprawą książki "Życie seksualne Catherine M.". Wydawnictwo Seuil sądziło, że zainteresuje ona może paru maniaków, więc do księgarń trafiły 4 tys. egzemplarzy. Po miesiącu nakład zwiększono do 120 tys. Od tego czasu opowieści Millet o jej przeżyciach erotycznych utrzymują się w czołówkach list bestsellerów.
Sex shop w księgarni
"Życie seksualne Catherine M." to dobrze napisana książka pornograficzna. Francuscy krytycy są zgodni co do jej walorów literackich. Można jednak iść o zakład, że wśród tysięcy czytelników nikły jest odsetek tych, którzy rozkoszują się zaletami estetycznymi książki, jej wartość literacka i osoba autorki służą zaś za listek figowy ludziom, którzy wstydzą się chodzić do sex shopów i nareszcie mogą nabyć coś takiego w zwykłej księgarni, przy wtórze pochlebnych recenzji w tak czcigodnych pismach, jak "Le Monde" czy "Libération". Co ciekawe, z obserwacji wydawcy wynika, że klientelę Catherine M. stanowią głównie kobiety.
Pornografia Catherine Millet jest daleka od standardów wulgarności właściwych temu gatunkowi, ale pozostaje pornografią ze względu na oddzielenie sfery seksu od emocji oraz nastawienie na ilość partnerów kosztem jakości. Autorka dostarcza nam interesującego formalnie opisu tego, co się z nią działo. Wszystko to pod hasłem: "Jestem uległa nie z powodu upodobania do uległości (...), lecz z powodu obojętności na użytek, jaki robi się z ciał". Starannie oddzielona - i w życiu, i w książce - pozostaje także sfera małżeńska. Mąż, Jacques Henric, wie o wyczynach żony i je akceptuje, ale nigdy nie bierze w nich udziału. Henric jest zresztą autorem książki "Legendy Catherine M.", zawierającej zbiór zdjęć nagiej Millet.
Siedmiu kochanków matki
Nie zabrakło, rzecz jasna, głosów przedstawiających Catherine Millet jako sztandarowy przykład kobiety wyzwolonej, dziedziczki francuskiego maja 1968 r. i lat 70. wraz z przyniesioną przez nie liberalizacją obyczajów i rozkwitem ruchów feministycznych. Pisano na przykład: "Tekst ten proponuje ponadto prawdziwy punkt widzenia kobiety (...). Zarysowuje się w nim niesłychanie oryginalny feminizm, który - zamiast tłumić Erosa - przyswaja go na powrót w sposób moralnie wyzwoleńczy". Być może "wyzwolenie" Catherine M. wynika z identyfikacji z matką, od której w młodości usłyszała opowieść o jej siedmiu kochankach, wspartą uwagą, że "to jeszcze nie jest tak dużo". Czyż wiele jest rozkoszy przewyższających prześciganie niedościgłych wzorów z dzieciństwa?
Seks kolektywny
Książka o Catherine M. - i społeczna reakcja na nią - należą do innej kategorii zjawisk niż wszelkie Big Brothers. Te ostatnie nawet pod względem formy i stylu nie przyciągają uwagi. Obserwacja grona czytelniczego "Życia seksualnego Catherine M." skłania do przypuszczeń, że tworzą je dobrze ułożone pary małżeńskie, poszukujące w niej informacji o świecie, który wydaje im się fascynujący, bo jawi się jako zakazany. Seks kolektywny! Bój się Boga! Czy chcieliby do tego świata wkroczyć? Niekoniecznie. Może mają tylko nadzieję na wzbogacenie swoich erotycznych fantazji. Kto wie, czy nie najcelniej zrecenzował książkę Millet uczestnik internetowego forum dyskusyjnego: "Tania pornografia dla poprawnych par, które nie ośmielą się wypożyczyć filmu albo drastycznej książki i pocieszają się w ten sposób w swoim drobnym życiu bardzo grzecznej pary".
Pojawienie się tej książki wpisuje się jednak w kontekst kilku szerszych zjawisk. Estetyka "soft porno" zakorzenia się w reklamach. Wydawcy zbijają pieniądze na publikacjach pisanych w rubaszny sposób przez kobiety. Ukazuje się coraz więcej artykułów prezentujących praktyki seksualne uważane do niedawna za marginalne. Nie jest powiedziane, że zjawiska te są godne potępienia. Z pewnością jednak budzą wiele pytań. Czy zaczyna się pojawiać - w skali społecznej - nowy typ seksualności? Czy o seksie mówi się za dużo? Jak się go przedstawia? Ile miejsca pozostało jeszcze w tej sferze na tajemnicę, wyobraźnię, miłość? Czy to tylko przejściowa moda, czy też trwały skutek liberalizacji obyczajowej? Z książki Millet może wynikać jeszcze kilka pytań poszerzających ten zestaw, ale odpowiedzi trzeba szukać gdzie indziej.
Sex shop w księgarni
"Życie seksualne Catherine M." to dobrze napisana książka pornograficzna. Francuscy krytycy są zgodni co do jej walorów literackich. Można jednak iść o zakład, że wśród tysięcy czytelników nikły jest odsetek tych, którzy rozkoszują się zaletami estetycznymi książki, jej wartość literacka i osoba autorki służą zaś za listek figowy ludziom, którzy wstydzą się chodzić do sex shopów i nareszcie mogą nabyć coś takiego w zwykłej księgarni, przy wtórze pochlebnych recenzji w tak czcigodnych pismach, jak "Le Monde" czy "Libération". Co ciekawe, z obserwacji wydawcy wynika, że klientelę Catherine M. stanowią głównie kobiety.
Pornografia Catherine Millet jest daleka od standardów wulgarności właściwych temu gatunkowi, ale pozostaje pornografią ze względu na oddzielenie sfery seksu od emocji oraz nastawienie na ilość partnerów kosztem jakości. Autorka dostarcza nam interesującego formalnie opisu tego, co się z nią działo. Wszystko to pod hasłem: "Jestem uległa nie z powodu upodobania do uległości (...), lecz z powodu obojętności na użytek, jaki robi się z ciał". Starannie oddzielona - i w życiu, i w książce - pozostaje także sfera małżeńska. Mąż, Jacques Henric, wie o wyczynach żony i je akceptuje, ale nigdy nie bierze w nich udziału. Henric jest zresztą autorem książki "Legendy Catherine M.", zawierającej zbiór zdjęć nagiej Millet.
Siedmiu kochanków matki
Nie zabrakło, rzecz jasna, głosów przedstawiających Catherine Millet jako sztandarowy przykład kobiety wyzwolonej, dziedziczki francuskiego maja 1968 r. i lat 70. wraz z przyniesioną przez nie liberalizacją obyczajów i rozkwitem ruchów feministycznych. Pisano na przykład: "Tekst ten proponuje ponadto prawdziwy punkt widzenia kobiety (...). Zarysowuje się w nim niesłychanie oryginalny feminizm, który - zamiast tłumić Erosa - przyswaja go na powrót w sposób moralnie wyzwoleńczy". Być może "wyzwolenie" Catherine M. wynika z identyfikacji z matką, od której w młodości usłyszała opowieść o jej siedmiu kochankach, wspartą uwagą, że "to jeszcze nie jest tak dużo". Czyż wiele jest rozkoszy przewyższających prześciganie niedościgłych wzorów z dzieciństwa?
Seks kolektywny
Książka o Catherine M. - i społeczna reakcja na nią - należą do innej kategorii zjawisk niż wszelkie Big Brothers. Te ostatnie nawet pod względem formy i stylu nie przyciągają uwagi. Obserwacja grona czytelniczego "Życia seksualnego Catherine M." skłania do przypuszczeń, że tworzą je dobrze ułożone pary małżeńskie, poszukujące w niej informacji o świecie, który wydaje im się fascynujący, bo jawi się jako zakazany. Seks kolektywny! Bój się Boga! Czy chcieliby do tego świata wkroczyć? Niekoniecznie. Może mają tylko nadzieję na wzbogacenie swoich erotycznych fantazji. Kto wie, czy nie najcelniej zrecenzował książkę Millet uczestnik internetowego forum dyskusyjnego: "Tania pornografia dla poprawnych par, które nie ośmielą się wypożyczyć filmu albo drastycznej książki i pocieszają się w ten sposób w swoim drobnym życiu bardzo grzecznej pary".
Pojawienie się tej książki wpisuje się jednak w kontekst kilku szerszych zjawisk. Estetyka "soft porno" zakorzenia się w reklamach. Wydawcy zbijają pieniądze na publikacjach pisanych w rubaszny sposób przez kobiety. Ukazuje się coraz więcej artykułów prezentujących praktyki seksualne uważane do niedawna za marginalne. Nie jest powiedziane, że zjawiska te są godne potępienia. Z pewnością jednak budzą wiele pytań. Czy zaczyna się pojawiać - w skali społecznej - nowy typ seksualności? Czy o seksie mówi się za dużo? Jak się go przedstawia? Ile miejsca pozostało jeszcze w tej sferze na tajemnicę, wyobraźnię, miłość? Czy to tylko przejściowa moda, czy też trwały skutek liberalizacji obyczajowej? Z książki Millet może wynikać jeszcze kilka pytań poszerzających ten zestaw, ale odpowiedzi trzeba szukać gdzie indziej.
Więcej możesz przeczytać w 39/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.