Rządzenie będzie o wiele trudniejsze niż zdobycie władzy
Wybory parlamentarne nie przyniosły sensacji. Wygrała - choć nie tak zdecydowanie, jak zapowiadały przedwyborcze sondaże - koalicja SLD i Unii Pracy. Ona utworzy rząd i przejmie odpowiedzialność za losy kraju.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że rządzenie będzie o wiele trudniejsze niż samo zdobycie władzy. Przy urnach największym, choć mimowolnym sojusznikiem lewicy była prawica. Ludzie świetnie rozumieli, że to jej czteroletnie rządy zamieniły Polskę w prawdziwą stajnię Augiasza, i odmową poparcia ukarali za ten bałagan. W roli sprzątających najczęściej obsadzali lewicę, która dysponuje alternatywnym programem i od początku pozostawała w zdecydowanej opozycji do gabinetu AWS i Unii Wolności.
Teraz lewica będzie musiała udowodnić, że potrafi wyprowadzić kraj z kryzysu i sprostać oczekiwaniom wyborców. Nie będzie to łatwe, bo cóż da się zrobić w sytuacji, kiedy dziurawy jak szwajcarski ser budżet państwa może służyć za ilustrację powiedzenia, że z pustego i Salomon nie naleje. Rozpaczliwa sytuacja finansów publicznych wymaga wyrzeczeń, ale nie wolno ich wymagać od tych, którzy i tak ledwie wiążą koniec z końcem. W pierwszej kolejności muszą być chronieni ludzie o najniższych dochodach, a są to dzisiaj liczne środowiska pracownicze.
Lewica zawiedzie zaufanie i w kolejnych wyborach boleś-nie przegra, jeśli jej rząd nie zamieni się w swego rodzaju komitet obrony milionów pracowników. Dzisiaj wymagają oni pomocy w nie mniejszym stopniu niż w czasach PRL, kiedy najbardziej ofiarni działacze opozycji powołali słynny Komitet Obrony Robotników. Wprawdzie obecnie nikt robotników nie bije i nie szykanuje za upominanie się o prawa obywatelskie i pracownicze, ale los wielu z nich jest jeszcze gorszy niż przed kilkunastu laty. Brakuje pracy, utrudniony jest dostęp do przyzwoitej edukacji, ochrony zdrowia, opieki socjalnej.
Jak udowodniła cała ostatnia dekada, obrony środowisk pracowniczych nie podejmie się prawica, zaczadzona mitem niewidzialnej ręki wolnego rynku. Ręki, która wielu Polaków zepchnęła na zupełny margines nieludzkiej wręcz wegetacji. Rzecznikiem tych ludzi może być tylko lewica. I prawdę mówiąc, nie ma ona innego wyjścia. Jeśli nie wywiąże się z tego zadania, niedługo będzie czekać na cofnięcie udzielonego w wyborach poparcia i spiętrzenie się kolejnych kłopotów.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że rządzenie będzie o wiele trudniejsze niż samo zdobycie władzy. Przy urnach największym, choć mimowolnym sojusznikiem lewicy była prawica. Ludzie świetnie rozumieli, że to jej czteroletnie rządy zamieniły Polskę w prawdziwą stajnię Augiasza, i odmową poparcia ukarali za ten bałagan. W roli sprzątających najczęściej obsadzali lewicę, która dysponuje alternatywnym programem i od początku pozostawała w zdecydowanej opozycji do gabinetu AWS i Unii Wolności.
Teraz lewica będzie musiała udowodnić, że potrafi wyprowadzić kraj z kryzysu i sprostać oczekiwaniom wyborców. Nie będzie to łatwe, bo cóż da się zrobić w sytuacji, kiedy dziurawy jak szwajcarski ser budżet państwa może służyć za ilustrację powiedzenia, że z pustego i Salomon nie naleje. Rozpaczliwa sytuacja finansów publicznych wymaga wyrzeczeń, ale nie wolno ich wymagać od tych, którzy i tak ledwie wiążą koniec z końcem. W pierwszej kolejności muszą być chronieni ludzie o najniższych dochodach, a są to dzisiaj liczne środowiska pracownicze.
Lewica zawiedzie zaufanie i w kolejnych wyborach boleś-nie przegra, jeśli jej rząd nie zamieni się w swego rodzaju komitet obrony milionów pracowników. Dzisiaj wymagają oni pomocy w nie mniejszym stopniu niż w czasach PRL, kiedy najbardziej ofiarni działacze opozycji powołali słynny Komitet Obrony Robotników. Wprawdzie obecnie nikt robotników nie bije i nie szykanuje za upominanie się o prawa obywatelskie i pracownicze, ale los wielu z nich jest jeszcze gorszy niż przed kilkunastu laty. Brakuje pracy, utrudniony jest dostęp do przyzwoitej edukacji, ochrony zdrowia, opieki socjalnej.
Jak udowodniła cała ostatnia dekada, obrony środowisk pracowniczych nie podejmie się prawica, zaczadzona mitem niewidzialnej ręki wolnego rynku. Ręki, która wielu Polaków zepchnęła na zupełny margines nieludzkiej wręcz wegetacji. Rzecznikiem tych ludzi może być tylko lewica. I prawdę mówiąc, nie ma ona innego wyjścia. Jeśli nie wywiąże się z tego zadania, niedługo będzie czekać na cofnięcie udzielonego w wyborach poparcia i spiętrzenie się kolejnych kłopotów.
Więcej możesz przeczytać w 39/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.