Jak żegnają się z fotelami ministrowie i parlamentarzyści
Jak co dzień rano wsiadłem do samochodu, otworzyłem gazetę i zagłębiłem się w lekturze. Dopiero po kwadransie zorientowałem się, że stoję w miejscu. Rozglądam się zdziwiony - nie ma kierowcy! Dotarło do mnie, że nie jestem już ministrem!". Takie doświadczenie miało być udziałem przynajmniej pięciu ministrów. Czy około 1700 wysokich urzędników państwowych, którzy odchodzą z ministerstw, rządowych agend i urzędów centralnych, przeżyje podobny szok?
Spakowani, zwarci, gotowi
W rzeczywistości pracę w rządzie, w jego otoczeniu oraz w parlamencie, biurach poselskich i administracji wojewódzkiej straci kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. - Nawet sprzątaczki obawiają się zwolnień, szczególnie te, które sprzątały gabinety ministrów - mówi dyrektor administracyjny jednego z resortów. Liczba zwolnień w poszczególnych ministerstwach zależy od tego, czy nowy szef jest silnym politykiem i przychodzi z nową, zgraną ekipą. Takimi politykami byli ostatnio na przykład Marek Biernacki w MSWiA oraz Jarosław Bauc w Ministerstwie Finansów. W resortach najbardziej zagrożone są stanowiska dyrektorów: gabinetu ministra, kadr, finansów i kontroli. Ale najczęściej wszyscy nowi szefowie zaczynają od zmiany sekretarki. Potem do urzędu wchodzi kilkunastu doradców z gabinetu politycznego ministra. I jak przyznają osoby pracujące "przy rządzie" od lat, to doradcy, a nie ministrowie dokonują najwięcej roszad personalnych.
W powyborczym tygodniu większość doradców i pełnomocników ministrów już się spakowała. W Ministerstwie Pracy pożegnano Ewę Lewicką, podsekretarz stanu, oraz Michała Boniego, doradcę szefa resortu. W resorcie finansów na pełnych obrotach pracuje tylko departament budżetu państwa. Pozostali urzędnicy - przewidując, że zostaną zwolnieni - już się pakują. Oczywiście nadal pracują szefowie resortów czekający na decyzję o dymisji całego gabinetu. Oznak wyprowadzki nie widać też w Urzędzie Ochrony Państwa, chociaż dymisji spodziewa się całe kierownictwo.
Funkcyjne mieszkania i lancie
Tym razem odejściu rządu nie towarzyszy zamieszanie wokół służbowych mieszkań. - Samochody, mieszkania i telefony komórkowe są przydzielane na czas pełnienia funkcji. Mieszkania należy opuścić najpóźniej dwa miesiące po dymisji - wyjaśnia Marek Chodkiewicz, dyrektor Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Kancelaria dysponuje 50 niewielkimi i - zdaniem dyrektora - bardzo skromnymi mieszkaniami w budynkach przy ulicy Grzesiuka 6, 8, 9. Ich lokatorami są przede wszystkim ministrowie i wiceministrowie zatrudnieni w kancelarii premiera, ale także dwaj wicepremierzy - Longin Komołowski i Janusz Steinhoff. W rządowych budynkach płaci się 8 zł za metr kwadratowy mieszkania.
Gabinet Jerzego Buzka nie zdecydował się na wybudowanie nowych rządowych budynków. - Tworzenie gett władzy nie ma sensu. Lepiej, żeby minister wynajmował mieszkanie w dowolnym punkcie miasta, a kancelaria zwracała mu pieniądze - uważa Chodkiewicz. Kierownictwo Ministerstwa Skarbu wynajmuje mieszkania na wolnym rynku. Wynajmujący płaci według stawki ustalonej w kancelarii, czyli 13,92 zł za metr kwadratowy. Resztę dopłaca ministerstwo. Minister Aldona Kamela-Sowińska zajmuje 36-metrowe, umeblowane mieszkanie na Solcu. Wiceszef tego resortu musiał się zadowolić lokalem o powierzchni 24 mkw. - Z wyprowadzkami nie będzie kłopotu. Cóż oni w takich mieszkaniach mają własnego? Chyba tylko pościel - mówi Jan Staniszewski, dyrektor departamentu administracyjno-budżetowego Ministerstwa Skarbu Państwa.
- Nie ma pisanego prawa na temat zasad korzystania ze służbowych samochodów przez ministrów - z paroma wyjątkami - i podsekretarzy stanu, którzy odchodzą z urzędu. O tym, czy i jak długo mogą korzystać z samochodów służbowych, decydują ich następcy - kontynuuje Staniszewski. - Zazwyczaj byli szefowie resortów jeżdżą służbowymi samochodami do trzech miesięcy po dymisji, ale teraz raczej nie będzie to możliwe, bo nowi nie mieliby się czym poruszać - dodaje. Jeśli były minister korzysta ze służbowego auta, musi płacić za jego eksploatację. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów dysponuje 80 samochodami, w większości lanciami i fiatami marea. Premier Jerzy Buzek jeszcze pół roku po dymisji będzie mógł jeździć BMW należącym do Biura Ochrony Rządu i korzystać z ochrony. Wicepremierom oraz ministrom sprawiedliwości, spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i administracji prawo takie przysługuje przez miesiąc.
Ja jako "były"
- Polityka to taki typ działalności, w której nie wykupuje się polisy na dożywocie. Niektórzy z "byłych" zachowują się jednak tak, jakby wybuchł Wezuwiusz i zostały zalane Pompeje - zauważa Paweł Łączkowski, który trzykrotnie był posłem, ostatnio z listy AWS, a w rządzie Hanny Suchockiej pełnił funkcję wicepremiera. Pracownicy MSWiA wspominają, że jeden z wiceministrów podobno zabarykadował się w gabinecie i nie chciał wpuścić następcy, który czekał w pokoju obok, natomiast były minister stanu w Kancelarii Prezydenta przysyłał ponoć codziennie do kancelarii kierowcę po talerzyk śliwek, które podawano mu podczas urzędowania. Doradca polityczny w jednym z resortów nie chciał zaś zapłacić za jedzenie, które zamawiał na koszt ministerstwa. Uregulował rachunek dopiero wtedy, gdy postraszono go komornikiem.
- Ministrów wszyscy "lubią", kłaniają się im, zabiegają o względy, a potem nagle robi się wokół nich pusto. Wielu jest tym zaskoczonych - mówi urzędnik MSWiA, który "przeżył" już kilku ministrów. Opowiada, jak jeden z szefów resortu tuż po dymisji miał niegroźny wypadek: wpadł w poślizg i wylądował w rowie. W pierwszym odruchu zadzwonił po pomoc do komendanta głównego policji, do niedawna swojego podwładnego. Ale ten już nie miał dla niego czasu. - Właśnie w taki sposób ludzie dowiadują się, że są już poza układem władzy - wspomina nasz rozmówca. - Po przegranych wyborach nie zadzwonił żaden telefon, wiec wyspałem się za wszystkie czasy. Zrobiłem wreszcie porządek w papierach - po prostu wrzuciłem wszystkie do kosza. Spakowałem książki, których przez osiem lat nazbierałem tyle, że chyba poproszę Władysława Frasyniuka o podstawienie ciężarówki - zwierza się poseł Jerzy Wierchowicz, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności.
Sejmowa ewakuacja
- Lepiej być posłem niż byłym posłem - żartuje poseł Paweł Łączkowski. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu, już po zamknięciu obrad i zakończeniu transmisji, przy pustej sali posłowie niemal przepychali się do trybuny. Składali ostatnie oświadczenia, ostatnie interpelacje. Teraz w Sejmie zapanowała cisza, przerywana wycieczkami nowo wybranych parlamentarzystów. Puste są półki w sejmowym biurze prasowym, gdzie zwykle leżały sterty ustaw i papierów. Na sejmowy korytarz wystawiono czarne, modne dziesięć lat temu meble z pokojów Unii Wolności. Z sejmowych pomieszczeń wyprowadzać się będą zresztą wszyscy. Kancelaria Sejmu się przygotowuje do nowego rozdziału pokojów. Podział przestrzeni w Sejmie ściśle zależy od wyborczego wyniku. - Mamy 70 pokoi dla 460 posłów. Z wyliczeń wynika, że na jednego przypada 1,9 m kw. Przedstawiamy pewne propozycje, ale potem przedstawiciele klubów dogadują się między sobą - ujawnia Stanisław Kostrzewa, dyrektor Biura Informacyjnego Sejmu.
Znacznie trudniejszą operacją niż rozliczenie mienia w pokojach klubowych jest zdanie biur poselskich w okręgach.
- Od 1997 r., kiedy zaczęła obowiązywać uchwała, że trzymiesięczną odprawę otrzymują tylko ci posłowie, którzy rozliczyli się z powierzonego im przez Sejm majątku, nie mamy większych problemów - mówi Tadeusz Banasiak, dyrektor Biura Obsługi Posłów. Okazało się, że tylko pod przymusem posłowie potrafią wszystko szybko oddać. Wcześniej kancelaria musiała napominać, błagać, a nawet składać pozwy do sądu. Wartość księgowa majątku wykorzystywanego w biurach poselskich wynosi prawie 10 mln zł. Po zakończeniu kadencji wszyscy posłowie rozliczani są z niego protokolarnie przez 65 pełnomocników szefa Kancelarii Sejmu. Ci, którzy pozostają parlamentarzystami, będą użytkowali ten sam sprzęt. Nowi otrzymują wyposażenie w "spadku" po przegranych. Sprzęt techniczny i informatyczny nowi posłowie przejmują obligatoryjnie. Mogą zrezygnować z przejęcia na przykład mebli, ale na dodatkowe wyposażenie wolno im wydać z funduszy na prowadzenie biura nie więcej niż 3,5 tys. zł.
Rozpoczęła się też wyprowadzka z 400 sejmowych pokoi hotelowych. - Marszałek Sejmu prosił, aby posłowie, którzy nie zostaną ponownie wybrani, opuścili pokoje co najmniej 10 dni przed pierwszym posiedzeniem nowej kadencji - mówi Barbara Szczepańska, dyrektor sejmowego hotelu. Szczepańska ma nadzieję, że pokoje zostaną zwolnione przed seminarium organizowanym dla nowych parlamentarzystów zawsze przed pierwszym posiedzeniem.
Nagroda pocieszenia
Porażka wyborcza UW i AWSP oznacza, że pracę stracą także osoby zatrudnione w parlamencie przez partie. Każdy klub - w ramach przydzielonej mu kwoty (zależnej od wielkości klubu) może zatrudnić kilkanaście bądź kilkadziesiąt pracowników w biurze prasowym czy przy organizacji pracy klubu. Mają oni umowy o pracę tylko do końca kadencji. W sumie pracę straci 12 pracowników biura UW i 30 z biura AWS.
Posłowie, którzy nie zostali ponownie wybrani, dostaną trzymiesięczną odprawę (podobnie etatowi pracownicy klubów). Zakończenie kadencji dobrze wspominają pracownicy Biura Informacyjnego Sejmu - dostają jedną pensję więcej. Ministrowie i wiceministrowie swoją gażę będą mogli pobierać jeszcze przez trzy miesiące po złożeniu dymisji. Jeżeli podejmą pracę za niższe wynagrodzenie, przez te trzy miesiące będą otrzymywali wyrównanie.
Mimo zapowiadającej się od dawna zmiany władzy, niewielu wysokich urzędników ministerialnych wie, gdzie będzie pracować i z czego żyć. Wielu mówi z rozżaleniem, że "Solidarność" w AWS występowała tylko w nazwie, w życiu nie zaznali jej ani wcześniej, ani teraz. - Miarą upadku etosu uprawiania polityki jest to, że władze AWS nie zorganizowały nawet pożegnalnego spotkania - z goryczą podsumowuje Paweł Łączkowski.
Spakowani, zwarci, gotowi
W rzeczywistości pracę w rządzie, w jego otoczeniu oraz w parlamencie, biurach poselskich i administracji wojewódzkiej straci kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. - Nawet sprzątaczki obawiają się zwolnień, szczególnie te, które sprzątały gabinety ministrów - mówi dyrektor administracyjny jednego z resortów. Liczba zwolnień w poszczególnych ministerstwach zależy od tego, czy nowy szef jest silnym politykiem i przychodzi z nową, zgraną ekipą. Takimi politykami byli ostatnio na przykład Marek Biernacki w MSWiA oraz Jarosław Bauc w Ministerstwie Finansów. W resortach najbardziej zagrożone są stanowiska dyrektorów: gabinetu ministra, kadr, finansów i kontroli. Ale najczęściej wszyscy nowi szefowie zaczynają od zmiany sekretarki. Potem do urzędu wchodzi kilkunastu doradców z gabinetu politycznego ministra. I jak przyznają osoby pracujące "przy rządzie" od lat, to doradcy, a nie ministrowie dokonują najwięcej roszad personalnych.
W powyborczym tygodniu większość doradców i pełnomocników ministrów już się spakowała. W Ministerstwie Pracy pożegnano Ewę Lewicką, podsekretarz stanu, oraz Michała Boniego, doradcę szefa resortu. W resorcie finansów na pełnych obrotach pracuje tylko departament budżetu państwa. Pozostali urzędnicy - przewidując, że zostaną zwolnieni - już się pakują. Oczywiście nadal pracują szefowie resortów czekający na decyzję o dymisji całego gabinetu. Oznak wyprowadzki nie widać też w Urzędzie Ochrony Państwa, chociaż dymisji spodziewa się całe kierownictwo.
Funkcyjne mieszkania i lancie
Tym razem odejściu rządu nie towarzyszy zamieszanie wokół służbowych mieszkań. - Samochody, mieszkania i telefony komórkowe są przydzielane na czas pełnienia funkcji. Mieszkania należy opuścić najpóźniej dwa miesiące po dymisji - wyjaśnia Marek Chodkiewicz, dyrektor Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Kancelaria dysponuje 50 niewielkimi i - zdaniem dyrektora - bardzo skromnymi mieszkaniami w budynkach przy ulicy Grzesiuka 6, 8, 9. Ich lokatorami są przede wszystkim ministrowie i wiceministrowie zatrudnieni w kancelarii premiera, ale także dwaj wicepremierzy - Longin Komołowski i Janusz Steinhoff. W rządowych budynkach płaci się 8 zł za metr kwadratowy mieszkania.
Gabinet Jerzego Buzka nie zdecydował się na wybudowanie nowych rządowych budynków. - Tworzenie gett władzy nie ma sensu. Lepiej, żeby minister wynajmował mieszkanie w dowolnym punkcie miasta, a kancelaria zwracała mu pieniądze - uważa Chodkiewicz. Kierownictwo Ministerstwa Skarbu wynajmuje mieszkania na wolnym rynku. Wynajmujący płaci według stawki ustalonej w kancelarii, czyli 13,92 zł za metr kwadratowy. Resztę dopłaca ministerstwo. Minister Aldona Kamela-Sowińska zajmuje 36-metrowe, umeblowane mieszkanie na Solcu. Wiceszef tego resortu musiał się zadowolić lokalem o powierzchni 24 mkw. - Z wyprowadzkami nie będzie kłopotu. Cóż oni w takich mieszkaniach mają własnego? Chyba tylko pościel - mówi Jan Staniszewski, dyrektor departamentu administracyjno-budżetowego Ministerstwa Skarbu Państwa.
- Nie ma pisanego prawa na temat zasad korzystania ze służbowych samochodów przez ministrów - z paroma wyjątkami - i podsekretarzy stanu, którzy odchodzą z urzędu. O tym, czy i jak długo mogą korzystać z samochodów służbowych, decydują ich następcy - kontynuuje Staniszewski. - Zazwyczaj byli szefowie resortów jeżdżą służbowymi samochodami do trzech miesięcy po dymisji, ale teraz raczej nie będzie to możliwe, bo nowi nie mieliby się czym poruszać - dodaje. Jeśli były minister korzysta ze służbowego auta, musi płacić za jego eksploatację. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów dysponuje 80 samochodami, w większości lanciami i fiatami marea. Premier Jerzy Buzek jeszcze pół roku po dymisji będzie mógł jeździć BMW należącym do Biura Ochrony Rządu i korzystać z ochrony. Wicepremierom oraz ministrom sprawiedliwości, spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i administracji prawo takie przysługuje przez miesiąc.
Ja jako "były"
- Polityka to taki typ działalności, w której nie wykupuje się polisy na dożywocie. Niektórzy z "byłych" zachowują się jednak tak, jakby wybuchł Wezuwiusz i zostały zalane Pompeje - zauważa Paweł Łączkowski, który trzykrotnie był posłem, ostatnio z listy AWS, a w rządzie Hanny Suchockiej pełnił funkcję wicepremiera. Pracownicy MSWiA wspominają, że jeden z wiceministrów podobno zabarykadował się w gabinecie i nie chciał wpuścić następcy, który czekał w pokoju obok, natomiast były minister stanu w Kancelarii Prezydenta przysyłał ponoć codziennie do kancelarii kierowcę po talerzyk śliwek, które podawano mu podczas urzędowania. Doradca polityczny w jednym z resortów nie chciał zaś zapłacić za jedzenie, które zamawiał na koszt ministerstwa. Uregulował rachunek dopiero wtedy, gdy postraszono go komornikiem.
- Ministrów wszyscy "lubią", kłaniają się im, zabiegają o względy, a potem nagle robi się wokół nich pusto. Wielu jest tym zaskoczonych - mówi urzędnik MSWiA, który "przeżył" już kilku ministrów. Opowiada, jak jeden z szefów resortu tuż po dymisji miał niegroźny wypadek: wpadł w poślizg i wylądował w rowie. W pierwszym odruchu zadzwonił po pomoc do komendanta głównego policji, do niedawna swojego podwładnego. Ale ten już nie miał dla niego czasu. - Właśnie w taki sposób ludzie dowiadują się, że są już poza układem władzy - wspomina nasz rozmówca. - Po przegranych wyborach nie zadzwonił żaden telefon, wiec wyspałem się za wszystkie czasy. Zrobiłem wreszcie porządek w papierach - po prostu wrzuciłem wszystkie do kosza. Spakowałem książki, których przez osiem lat nazbierałem tyle, że chyba poproszę Władysława Frasyniuka o podstawienie ciężarówki - zwierza się poseł Jerzy Wierchowicz, były przewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności.
Sejmowa ewakuacja
- Lepiej być posłem niż byłym posłem - żartuje poseł Paweł Łączkowski. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu, już po zamknięciu obrad i zakończeniu transmisji, przy pustej sali posłowie niemal przepychali się do trybuny. Składali ostatnie oświadczenia, ostatnie interpelacje. Teraz w Sejmie zapanowała cisza, przerywana wycieczkami nowo wybranych parlamentarzystów. Puste są półki w sejmowym biurze prasowym, gdzie zwykle leżały sterty ustaw i papierów. Na sejmowy korytarz wystawiono czarne, modne dziesięć lat temu meble z pokojów Unii Wolności. Z sejmowych pomieszczeń wyprowadzać się będą zresztą wszyscy. Kancelaria Sejmu się przygotowuje do nowego rozdziału pokojów. Podział przestrzeni w Sejmie ściśle zależy od wyborczego wyniku. - Mamy 70 pokoi dla 460 posłów. Z wyliczeń wynika, że na jednego przypada 1,9 m kw. Przedstawiamy pewne propozycje, ale potem przedstawiciele klubów dogadują się między sobą - ujawnia Stanisław Kostrzewa, dyrektor Biura Informacyjnego Sejmu.
Znacznie trudniejszą operacją niż rozliczenie mienia w pokojach klubowych jest zdanie biur poselskich w okręgach.
- Od 1997 r., kiedy zaczęła obowiązywać uchwała, że trzymiesięczną odprawę otrzymują tylko ci posłowie, którzy rozliczyli się z powierzonego im przez Sejm majątku, nie mamy większych problemów - mówi Tadeusz Banasiak, dyrektor Biura Obsługi Posłów. Okazało się, że tylko pod przymusem posłowie potrafią wszystko szybko oddać. Wcześniej kancelaria musiała napominać, błagać, a nawet składać pozwy do sądu. Wartość księgowa majątku wykorzystywanego w biurach poselskich wynosi prawie 10 mln zł. Po zakończeniu kadencji wszyscy posłowie rozliczani są z niego protokolarnie przez 65 pełnomocników szefa Kancelarii Sejmu. Ci, którzy pozostają parlamentarzystami, będą użytkowali ten sam sprzęt. Nowi otrzymują wyposażenie w "spadku" po przegranych. Sprzęt techniczny i informatyczny nowi posłowie przejmują obligatoryjnie. Mogą zrezygnować z przejęcia na przykład mebli, ale na dodatkowe wyposażenie wolno im wydać z funduszy na prowadzenie biura nie więcej niż 3,5 tys. zł.
Rozpoczęła się też wyprowadzka z 400 sejmowych pokoi hotelowych. - Marszałek Sejmu prosił, aby posłowie, którzy nie zostaną ponownie wybrani, opuścili pokoje co najmniej 10 dni przed pierwszym posiedzeniem nowej kadencji - mówi Barbara Szczepańska, dyrektor sejmowego hotelu. Szczepańska ma nadzieję, że pokoje zostaną zwolnione przed seminarium organizowanym dla nowych parlamentarzystów zawsze przed pierwszym posiedzeniem.
Nagroda pocieszenia
Porażka wyborcza UW i AWSP oznacza, że pracę stracą także osoby zatrudnione w parlamencie przez partie. Każdy klub - w ramach przydzielonej mu kwoty (zależnej od wielkości klubu) może zatrudnić kilkanaście bądź kilkadziesiąt pracowników w biurze prasowym czy przy organizacji pracy klubu. Mają oni umowy o pracę tylko do końca kadencji. W sumie pracę straci 12 pracowników biura UW i 30 z biura AWS.
Posłowie, którzy nie zostali ponownie wybrani, dostaną trzymiesięczną odprawę (podobnie etatowi pracownicy klubów). Zakończenie kadencji dobrze wspominają pracownicy Biura Informacyjnego Sejmu - dostają jedną pensję więcej. Ministrowie i wiceministrowie swoją gażę będą mogli pobierać jeszcze przez trzy miesiące po złożeniu dymisji. Jeżeli podejmą pracę za niższe wynagrodzenie, przez te trzy miesiące będą otrzymywali wyrównanie.
Mimo zapowiadającej się od dawna zmiany władzy, niewielu wysokich urzędników ministerialnych wie, gdzie będzie pracować i z czego żyć. Wielu mówi z rozżaleniem, że "Solidarność" w AWS występowała tylko w nazwie, w życiu nie zaznali jej ani wcześniej, ani teraz. - Miarą upadku etosu uprawiania polityki jest to, że władze AWS nie zorganizowały nawet pożegnalnego spotkania - z goryczą podsumowuje Paweł Łączkowski.
Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.