Nie byłoby zwycięstwa Samoobrony bez demagogii
Największą niespodziankę w wyborach parlamentarnych sprawiła Samoobrona. To ugrupowanie, uznawane wcześniej jedynie za element politycznego folkloru, nieoczekiwanie pobiło na głowę stronnictwa wyprzedzające je do tej pory o kilka długości partyjnego stadionu i stało się trzecią siłą parlamentu.
Dzisiaj wiele osób zadaje sobie pytanie o przyszłość tej formacji. Bywalcy politycznych salonów nie prorokują jej wielkich sukcesów. Zakładają, że prędzej czy później zagubi się w plątaninie parlamentarnych kompromisów i ulicznej demagogii. Autorów takich sądów może jednak spotkać wielkie rozczarowanie. Niewykluczone, że Samoobrona pozostanie trwałym elementem naszego partyjnego pejzażu.
Wszystko zależy od tego, jak będzie wyrażała interesy ponad miliona wyborców, których poparcie uczyniło ją sejmowym potentatem. Mylą się bowiem gruntownie ci, którzy uważają, że Samoobronę wprowadziły na Wiejską medialne sztuczki wymyślone w gabinetach specjalistów od politycznego marketingu. Owszem, znakomicie przeprowadzona kampania wyborcza zrobiła swoje, ale przede wszystkim liczył się fakt, że właśnie Samoobronę uznały za swojego reprezentanta tysiące Polaków przekonanych, że przemiany ostatniej dekady uczyniły z nich obywateli drugiej i trzeciej kategorii.
Historykowi sukces Samoobrony najbardziej przypomina galicyjskie początki ruchu ludowego. Wtedy również na ustabilizowaną scenę polityczną wdarł się radykalny ruch, którego siłą motoryczną było wyborcze poparcie ludzi rozżalonych i kontestujących cały dotychczasowy układ polityczny. Nie byłoby tego zwycięstwa bez demagogii równie wielkiej jak ocean galicyjskiej, chłopskiej krzywdy. Mało kto dzisiaj pamięta, że podziwiany później za umiar i myślenie kategoriami państwa Wincenty Witos u progu kariery szokował radykalizmem w nie mniejszym stopniu niż Andrzej Lepper.
Dzisiaj jest wielką niewiadomą, jak ukształtuje się przyszłość Samoobrony. Może ona okrzepnąć jako liczące się ugrupowanie plebejskiej części Polski, ale może też trwale się zanurzyć w powodzi demagogii, którą w przeszłości zachłysnął się, i to śmiertelnie, niejeden wiejski radykał. Żeglowanie między Scyllą wiejskiego upośledzenia a Charybdą odpowiedzialności za państwo nie będzie łatwe. Czas pokaże, jakim żeglarzem okaże się Andrzej Lepper.
Więcej możesz przeczytać w 40/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.