Wczoraj PiS niespodziewanie złożył własny wniosek o rozwiązanie parlamentu. Po co, skoro wcześniej zrobili to już posłowie PO i SLD? - zastanawia się dziennik. "To nasza kropka nad +i+, pokazanie, że jesteśmy zdecydowani szybko zakończyć obecną kadencję parlamentu. Teraz czekamy na odzew Platformy" - tłumaczy gazecie jeden z najbliższych współpracowników premiera.
Politycy PO czekali na taki sygnał. Nie mieli stuprocentowej gwarancji, czy PiS rzeczywiście stawia na przyśpieszone wybory. Obawiali się, że Jarosław Kaczyński będzie próbował utrzymać mniejszościowy rząd lub klecić nową koalicję.
Posunięcie PiS ma też inne znaczenie. Chodzi o uzasadnienie wniosku o rozwiązanie Sejmu. W projektach SLD i PO roi się od oskarżeń wobec partii rządzącej i premiera Kaczyńskiego. Parlamentarzystom PiS w obliczu kampanii wyborczej trudno byłoby przegłosować tak brzmiące uchwały. A zwłaszcza wytłumaczyć się z tego przed własnymi wyborcami. Teraz dostali alibi i nie wyłamią się z partyjnej dyscypliny, gdy ważyć się będą losy Sejmu. A to również istotny sygnał dla ludzi Donalda Tuska.
Ale dodatkowy wniosek, kończący z obecnym parlamentem, nie jest jedynym punktem planu POPiS. Jak się dowiedział "Fakt", Donald Tusk już w środę konsultował się z prezydentem Kaczyńskim. Mieli ustalić, że posłowie PO przestaną przykładać się do blokowania prac parlamentu i pomogą przeprowadzić najważniejsze ustawy. I tak się stało.
Pozostaje jednak jeszcze jeden problem. PO i PiS nie dysponują w Sejmie 307 głosami, koniecznymi do rozwiązania parlamentu. Muszą liczyć na poparcie lewicy. A ta może nie zagłosować za skróceniem kadencji. Co wtedy? Nie będzie wyborów 21 października. Ale PiS i PO włączą wariant awaryjny - konstytucyjną procedurę tzw. trzech kroków. Premier Kaczyński poda swój rząd do dymisji, a po dwóch nieudanych próbach wyłonienia następnego gabinetu prezydent rozwiąże Sejm. Wybory - 18 listopada.
PiS nie ma jednak pewności, czy Platforma przy okazji konstytucyjnej gry nie spróbuje dojść do władzy - z własnym premierem. I tego właśnie ma dotyczyć nowe spotkanie Tuska z prezydentem Kaczyńskim - wyjaśnia "Fakt".