Materiał zatytułowany „Uliczny jazgot na zamówienie?” został przygotowany przez Adriana Boreckiego i wyemitowano go w głównym wydaniu „Wiadomości” TVP. Burzę wywołała wypowiedź „przypadkowego przechodnia”, który chciał skomentować manifestacje przed siedzibą TAI. Okazało się bowiem, że był to amatorski aktor, który przyznał, że udział w materiale TVP był „zleceniem agencyjnym”. – Miałem przejść i tyle – oświadczył w rozmowie z „Plotkiem”.
Autor materiału stanowczo zaprzeczył, że kiedykolwiek opłacał i wynajmował rozmówców w swoich materiałach. Teraz również sam Rydzelewski wycofał się ze swoich słów. Sprostowanie zamieścił na swoim profilu w mediach społecznościowych. „Nigdy nie pracowałem dla Telewizji polskiej. W sytuacji jakiej się znalazłem był przypadek przechodziłem zobaczyłem tłum ludzi i zapytałem się o co chodzi wtedy podszedł dziennikarz TVP i zapytał czy chce się wypowiedzieć” – stwierdził (pisownia oryginalna).
„Nie jestem żadnym wynajętym aktorem wszystkie brednie jakie są na mój temat powielane do bzdura” – podkreślił aktor.
Burza po materiale "Wiadomości"
Materiał przygotowany przez Adriana Boreckiego dotyczył protestów, które odbywają się przed siedzibą TAI w centrum Warszawy. W pewnym momencie pokazany został „przypadkowy przechodzień”, którego pracownik TVP przedstawił jako „zażenowanego mężczyznę”, który podszedł do ekipy telewizyjnej. W materiale podpisany jest on jako Krzysztof Rydzelewski, „przeciwnik pikiet zakłócających spokój w centrum stolicy”.
– Już ponad 1250 dni kilka osób w samym centrum Warszawy terroryzuje mieszkańców, klientów restauracji czy właścicieli firm. Tu nie chodzi o prawo do protestów, tylko o przepełniony złymi emocjami, inspirowany przez polityków prymitywny atak – mówił pod koniec materiału Borecki.
Czytaj też:
Dyrektor regionalnego ośrodka TVP zwolniony. To on miał fikcyjnie zatrudniać człowieka ZiobryCzytaj też:
„Jak oni kłamią”. Zadebiutował program TVP Info, który uderza w TVN