Krystyna Romanowska: Już pan ochłonął?
Robert Górski: Tak, jestem na Mazurach. Przede mną dużo zieleni. Gdzieniegdzie wystają anteny przekaźnikowe. Widok tych anten i zieleni mnie uspokaja, bo nasz kraj jest generalnie miłym miejscem do życia. Gdyby nie ludzie.
Wróćmy do pana decyzji o odejściu ze „Szkła Kontaktowego”. Była przemyślana czy spontaniczna?
Na początku całej awantury byłem przekonany: to zwykłe nieporozumienie, jakich jest wiele w przestrzeni publicznej i w komunikacji między ludźmi. Że za chwilę ta drobnostka między Krzysztofem Daukszewiczem i Piotrem Jaconiem zostanie rozwiązana, bo Krzysztof nikogo nie miał zamiaru obrazić. Ba, to co powiedział to – moim zdaniem – nie był żart, tylko jakiś rodzaj post komentarza do tego, co TVN pokazała na wizji.
Ale wcale się tak nie stało. Ku mojemu zdziwieniu sytuacja – zamiast się wygaszać, przyjęła formę totalnej obrazy i ostentacyjnego gigantycznego urażenia, wręcz nawet URAŻENIA, które z dnia na dzień było coraz większe. Obserwowałem rozwój sytuacji uważnie i po jakimś czasie stało się jasne, że to nie jest nieporozumienie, tylko zamysł. Pan Piotr Jacoń postanowił nie przyjąć przeprosin i rozpętać monstrualną internetową awanturę w obronie wszystkich mniejszości.
To, że nie przyjął przeprosin, jest czymś skandalicznym, jest to – mówiąc krótko – chamstwo.
Człowiek, który przychodzi z wyciągniętą ręką, bo nie miał złych zamiarów, próbuje się pokajać, zostaje odprawiony z kwitkiem. To jest coś nieprawdopodobnego. Ta myśl mi towarzyszyła, kiedy postanowiłem założyć pelerynę buntownika. Może dlatego też moja reakcja była taka a nie inna, ponieważ ja w „Szkle” pojawiałem się od niedawna i patrzyłem na to wszystko oczami człowieka z zewnątrz. Jakbym tam był tyle lat i by mnie w tej wodzie gotowali, to bym pewnie – jak ta żaba – nie poczuł wzrostu temperatury. A tak – poczułem.
Stacja wystosowała szalenie kajające się przeprosiny wobec osób LGBT. Nawiasem mówiąc, moim zdaniem, one wcale nie zostały obrażone. Wszystko poszło jeszcze w dziwniejszą, zgoła szaloną stronę. Przychodząc w tamtych dniach do „Szkła” nieustannie dopytywałem: czy sprawa z Krzysztofem się rozwiązała. Byłem zdziwiony, że to tak eskaluje, że został zawieszony, odsunięty, niezapraszany. Ale pomyślałem: „ok – być może dla dobra wszystkich trzeba przeczekać tę burzę”. Okazało się, że burza nie ustaje.
W końcu Krzysztof opublikował mało koncyliacyjne stanowisko (co doskonale rozumiem) i wtedy pomyślałem, że nie mogę zostać obojętnym.
Zareagował pan odejściem ze „Szkła” bardziej jako kolega, czy jako satyryk?
To przecież jasne, że to, co się wydarzyło uderza w podstawy mojego zawodu jako satyryka i podstawy mojego istnienia w tym kraju jako obywatela. Mamy do czynienia z cenzurą żartu i cenzurą słowa. Z czymś, co pamiętam z najciemniejszych zakamarków mojego dzieciństwa. Z koszmarem, o którym myślałem, że nigdy nie wróci.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.