Robert Górski o „Jacoń-gate”: To, że nie przyjął przeprosin, to chamstwo. Ta sprawa jest szalenie alarmująca

Robert Górski o „Jacoń-gate”: To, że nie przyjął przeprosin, to chamstwo. Ta sprawa jest szalenie alarmująca

Robert Górski podczas występu Kabaretu Moralnego Niepokoju w Sopocie
Robert Górski podczas występu Kabaretu Moralnego Niepokoju w Sopocie Źródło: PAP / Marcin Gadomski
Mam trójkę znajomych, którzy mają transpłciowe dzieci. Żadne z nich nie przyjęło takiej agresywnej postawy. No, ale każdy ma prawo oczywiście przeżywać to po swojemu. Jednak powinni być jacyś przełożeni, którzy widzą i mądrze reagują, kiedy czyjeś prywatne problemy wpływają na pracę, zwłaszcza jeśli jest to praca dziennikarza – mówi w rozmowie z „Wprost” Robert Górski, satyryk. – Moje pytanie brzmi: czym właściwie różni się przekaz, który serwuje TVN24 od tego, co pokazuje TVP Info? – dodaje.

Krystyna Romanowska: Już pan ochłonął?

Robert Górski: Tak, jestem na Mazurach. Przede mną dużo zieleni. Gdzieniegdzie wystają anteny przekaźnikowe. Widok tych anten i zieleni mnie uspokaja, bo nasz kraj jest generalnie miłym miejscem do życia. Gdyby nie ludzie.

Wróćmy do pana decyzji o odejściu ze „Szkła Kontaktowego”. Była przemyślana czy spontaniczna?

Na początku całej awantury byłem przekonany: to zwykłe nieporozumienie, jakich jest wiele w przestrzeni publicznej i w komunikacji między ludźmi. Że za chwilę ta drobnostka między Krzysztofem Daukszewiczem i Piotrem Jaconiem zostanie rozwiązana, bo Krzysztof nikogo nie miał zamiaru obrazić. Ba, to co powiedział to – moim zdaniem – nie był żart, tylko jakiś rodzaj post komentarza do tego, co TVN pokazała na wizji.

Ale wcale się tak nie stało. Ku mojemu zdziwieniu sytuacja – zamiast się wygaszać, przyjęła formę totalnej obrazy i ostentacyjnego gigantycznego urażenia, wręcz nawet URAŻENIA, które z dnia na dzień było coraz większe. Obserwowałem rozwój sytuacji uważnie i po jakimś czasie stało się jasne, że to nie jest nieporozumienie, tylko zamysł. Pan Piotr Jacoń postanowił nie przyjąć przeprosin i rozpętać monstrualną internetową awanturę w obronie wszystkich mniejszości.

To, że nie przyjął przeprosin, jest czymś skandalicznym, jest to – mówiąc krótko – chamstwo.

Człowiek, który przychodzi z wyciągniętą ręką, bo nie miał złych zamiarów, próbuje się pokajać, zostaje odprawiony z kwitkiem. To jest coś nieprawdopodobnego. Ta myśl mi towarzyszyła, kiedy postanowiłem założyć pelerynę buntownika. Może dlatego też moja reakcja była taka a nie inna, ponieważ ja w „Szkle” pojawiałem się od niedawna i patrzyłem na to wszystko oczami człowieka z zewnątrz. Jakbym tam był tyle lat i by mnie w tej wodzie gotowali, to bym pewnie – jak ta żaba – nie poczuł wzrostu temperatury. A tak – poczułem.

Stacja wystosowała szalenie kajające się przeprosiny wobec osób LGBT. Nawiasem mówiąc, moim zdaniem, one wcale nie zostały obrażone. Wszystko poszło jeszcze w dziwniejszą, zgoła szaloną stronę. Przychodząc w tamtych dniach do „Szkła” nieustannie dopytywałem: czy sprawa z Krzysztofem się rozwiązała. Byłem zdziwiony, że to tak eskaluje, że został zawieszony, odsunięty, niezapraszany. Ale pomyślałem: „ok – być może dla dobra wszystkich trzeba przeczekać tę burzę”. Okazało się, że burza nie ustaje.

W końcu Krzysztof opublikował mało koncyliacyjne stanowisko (co doskonale rozumiem) i wtedy pomyślałem, że nie mogę zostać obojętnym.

Zareagował pan odejściem ze „Szkła” bardziej jako kolega, czy jako satyryk?

To przecież jasne, że to, co się wydarzyło uderza w podstawy mojego zawodu jako satyryka i podstawy mojego istnienia w tym kraju jako obywatela. Mamy do czynienia z cenzurą żartu i cenzurą słowa. Z czymś, co pamiętam z najciemniejszych zakamarków mojego dzieciństwa. Z koszmarem, o którym myślałem, że nigdy nie wróci.

Artykuł został opublikowany w 29/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.