Marcin Makowski, „Wprost“: Na Białoruś dotarło już kilkanaście konwojów z najemnikami Grupy Wagnera. Ich liczebność szacuje na na 3–5 tys. osób. Czy to realne zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa?
Naval: Putin od dwóch lat pokazuje, że potrafi wcielać swoje plany w życie, dlatego nie można żadnego zagrożenia lekceważyć. Rolą naszego wywiadu i kontrwywiadu jest natomiast ocena jego skali oraz intencji przerzuconej na Białoruś grupy najemniczej. Wiem, że media lubią odpowiedzi zerojedynkowe: tak, jest się czego bać, albo nie – nie ma.
Media lubią odpowiedzi, które są zgodne z prawdą.
W takim razie odpowiem szerzej. Ostatnie wydarzenia w Rosji pokazały, że wagnerowcy wymknęli się spod kontroli Kremla, ale nada są dla niego ważni. Choćby w Afryce, gdzie działają od lat. Putin nie chciał ich już na froncie w Ukrainie, ale jest na tyle pragmatyczny, że docenia przydatność strategiczną grupy Prigożyna. NATO musi przez to wzmocnić czujność przy granicy z Białorusią, kosztem pomocy Kijowowi.
Uważam, że relokacja wagnerowców powinna spędzać sen z powiek naszym politykom, zamiast uspokajania, że jest ich niewielu i nic się nie stało. Oni powinni przygotowywać nas do tego, że jeżeli coś się wydarzy, będziemy wiedzieć, jak się zachować.
A co może się potencjalnie wydarzyć? Ostrzał terenu przygranicznego? Próba forsowania granicy? Dywersja?
Mamy takie położenie geopolityczne, że nigdy nie możemy się czuć bezpiecznie. Wystarczy zobaczyć, co działo się przed wrześniem 1939 roku. Jak wyglądała prowokacja gliwicka. Historia niestety lubi się powtarzać, a grupa, która formalnie nie jest armią żadnego państwa, jest idealnym narzędziem do podobnych akcji.
23 lipca w trakcie spotkania z Władimirem Putinem w Petersburgu, Alaksandr Łukaszenka powiedział, że najemnicy Grupy Wagnera „bardzo chcieliby podjąć działania przeciw Polsce, jednak on ich przed tym powstrzymuje”. Jak pan interpretuje te słowa?
To z jednej strony element wojny psychologicznej, z drugiej jasny komunikat, że wagnerowcy nie pojechali na Białoruś na wakacje. Jeszcze raz powtórzę – bagatelizujemy zagrożenie. Ufamy, że jak kupimy nowe czołgi, a za nami jest NATO, to nic się nie wydarzy. A ja bym wolał, żeby rządzący informowali ludzi, co robić w sytuacji konfliktu. Nikt nas nie uczy w szkołach ani systemowo nie organizuje kursów, jak postępować podczas zamachu, wojny. Gdzie szukać schronienia, gdy na ulicach pojawi się aktywny strzelec. Pan wiedziałby, co robić?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.